KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   07:41:38 PM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Oratorskie beztalencia w PiS

21 lipca, 2008

W polityce nie wystarczy mieć rację, albo przynajmniej godne uznania własne zdanie w jakiejś sprawie. Trzeba jeszcze umieć przedstawić je opinii publicznej w sposób równie sugestywny, jak atrakcyjny, zwłaszcza w polemice z reprezentantami innych partii. Kto nie opanował tej trudnej dziedziny, jest skazany w dzisiejszych czasach na medialną, a co za tym idzie polityczną porażkę, choćby nawet widzowie, radiosłuchacze i czytelnicy prasy podświadomie czuli, że to jego poglądy są słuszne.

Nie każdy uczestnik życia publicznego musi być od razu wytrawnym mistrzem erystyki, ale brak elementarnych umiejętności w sztuce prowadzenia sporów dyskwalifikuje go jako liczącego się dyskutanta. Nawet dysponując znakomitymi argumentami merytorycznymi, przegra on niemal zawsze z posiadaczem słabszych, który potrafi jednak zbić go nimi z tropu, ośmieszyć, przycisnąć do muru, po prostu wywrzeć lepsze wrażenie na obserwatorach słownego pojedynku.    

Każda partia stara się oczywiście delegować do popularnych programów telewizyjnych i radiowych oraz do udzielania wywiadów prestiżowym tytułom prasowym najbardziej wymownych członków swego kierownictwa. Bardzo często okazuje się jednak w praktyce, że jej ławka "złotoustych" jest wyjątkowo krótka. Nie wystarczy bowiem brylować we własnym gronie, trzeba umieć przenieść swoje umiejętności na szersze forum, a z tym bywa różnie.     

Na nadmiar oratorskich talentów nie może z pewnością narzekać Prawo i Sprawiedliwość. Główne ugrupowanie opozycyjne wysyła do boju - podobnie zresztą jak ich polityczni rywale - w kółko te same osoby, które przynoszą mu jednak więcej strat niż korzyści w oczach opinii publicznej.     

Aż żal bierze, kiedy patrzy się na żenujące popisy Nelly Rokity, Jolanty Szczypińskiej, Joachima Brudzińskiego, Karola Karskiego, Marka Kuchcińskiego, Przemysława Gosiewskiego, czy Zbigniewa Ziobry.  Rozumiem, że mogą mieć oni problemy z dotrzymaniem pola takim mistrzom ciętej riposty, jak Stefan Niesiołowski, Ryszard Kalisz lub Jan Widacki (cokolwiek by nie sądzić o poglądach tychże), ale jeśli nagminnie wypadają zdecydowanie gorzej od mało na ogół błyskotliwych i niezbyt rozgarniętych liderów Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, to Jarosław Kaczyński powinien  poważnie zastanowić się nad zmianą garnituru dyżurnych dyskutantów.     

Obawiam się tylko, iż trudno mu będzie znaleźć lepszych. Mimo to warto jednak, by uważnie rozejrzał się po szeregach własnej partii, dokonując przeglądu pod tym kątem także tylnych ław parlamentarnych. Być może drzemią tam (niekiedy w dosłownym sensie) jakieś nie odkryte do tej pory talenty? Nieźle radzący sobie w polemicznych bojach Jacek Kurski, Tadeusz Cymański i Zbigniew Wassermann muszą otrzymać wsparcie.    

Stare powiedzenie głosi, że "jak cię widzą, tak cię piszą". Nie można więc dobrze wróżyć formacji politycznej, która zbyt często kompromituje się w mediach.

Jerzy Bukowski