KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 29 marca, 2024   I   06:29:39 AM EST   I   Marka, Wiktoryny, Zenona
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Tajemnicza rezygnacja Widackiego

08 lipca, 2008

Poseł Demokratycznego Koła Poselskiego, a wcześniej Lewicy i Demokratów, profesor Jan Widacki zrezygnował z zasiadania w sejmowej komisji śledczej do spraw nacisków na służby specjalne.

Swoją decyzję ogłosił dwa dni po emisji przez TVN omawianego już przeze mnie kilka razy w portalu poland.us filmu "Trzech kumpli", w którym wystąpił jako rzecznik tezy, że śmierć Stanisława Pyjasa była następstwem nieszczęśliwego wypadku. Nic dziwnego, że pojawiły się natychmiast domysły, iż bezpośrednią przyczyną jego rezygnacji jest właśnie ujawnienie roli, jaką odegrał, broniąc przed wielu laty przed krakowskim sądem lekarza, profesora Zdzisława Marka - autora korzystnej dla Służby Bezpieczeństwa ekspertyzy w tej sprawie.    

Dzięki błyskotliwej obronie Widackiego, funkcjonariusze bezpieki mogli przez wiele lat spać spokojnie. Prof. Marek autorytatywnie uznał bowiem (jako biegły z zakresu medycyny sądowej), że Pyjas spadł po pijanemu w nocy z 6 na 7 maja 1977 roku ze schodów w kamienicy przy ulice Szewskiej 7 w Krakowie i umarł na skutek zadławienia się własną krwią oraz treścią żołądkową i sąd nie pociągnął do odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań.     

Zaprezentowany przez TVN film wstrząsnął polską opinią publiczną, stając się przedmiotem równie ożywionych dyskusji jak te, które towarzyszą książce "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Szczegółnie często przypominany jest przez różne stacje telewizyjne ten jego fragment, w którym Widacki kategorycznie wygłasza tezę, jakoby śmierć krakowskiego studenta nastąpiła w sposób zasugerowany przez prof. Marka, mimo że ekspert sam przyznał w 1990 roku w rzadkiej chwili szczerości - nie wiedząc, iż jest nagrywany – dziennikarce, że nie ulega wątpliwości, iż "Pyjasowi ktoś dał w mordę".     

Widacki wyśmiewa przypuszczenie, jakoby film miał skłonić go do podjęcia decyzji o rezygnacji z pracy w komisji. Twierdzi, że zachował się po prostu lojalnie wobec klubu Sojuszu Lewicy Demokratycznej, któremu należy się miejsce w tym gremium zgodnie z parlamentarnum parytetem. A skoro LiD nie jest już związany z SLD i praktycznie przestał mieć swoją reprezentację na ulicu Wiejskiej, dobry obyczaj nakazuje mu takie właśnie postępowanie.    

Widackiemu wypomina się jednak nie tylko skuteczną obronę prof. Marka (to należało  przecież do jego zawodowych obowiązków jako adwokata), ale również zaproszenie do prac w komisji - w charakterze eksperta - pułkownika Jerzego Stachowicza, byłego oficera SB, znanego z okrutnych metod prześladowania działaczy antykomunistycznej opozycji w latach 80. Wprawdzie na skutek artykułu na ten temat w "Tygodniku Powszechnym" oraz publicznego apelu Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie do przewodniczącego komisji, posła Platformy Obywatelskiej i bohaterskiego opozycjonisty jeszcze sprzed 1980 roku Andrzeja Czumy o rezygnację z usług Stachowicza, on sam się wycofał, ale zachwiało to pozycją Widackiego.

Jest jeszcze inna sprawa. Krakowski adwokat i poseł ma wkrótce stanąć przed sądem. W 2007 roku białostocka prokuratura oskarżyła go bowiem o nakłanianie świadka Sławomira R., odsiadującego karę 25 lat pozbawienia wolności (m.in. za zabójstwo) do składania nieprawdziwych zeznań, korzystnych dla bronionego przez Widackiego szefa gangu pruszkowskiego Mirosława D., ps. Malizna".    

Wydaje się więc wielce prawdopodobne, że poddany ostrej krytyce za swoje czyny tak z  dosyć odległej, jak i z całkiem niedawnej przeszłości Widacki sprytnie wykorzystał ostatnie przetasowania na politycznej scenie, aby usunąć się - przynajmniej na pewien czas - w cień i nie drażnić swoją osobą prawicy oraz nieżyczliwych mu mediów.

Jerzy Bukowski