KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   09:59:14 PM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Ketmani są nadal wśród nas

04 lipca, 2008

„Dwudziestokilkuletni fotograf z >Wyborczej> opowiadał mojej znajomej o doskonałym redaktorze Maleszce, do którego ustawiają się kolejki gazetowych autorów. Zwróciła mu uwagę, że ten wybitny redaktor był także agentem SB.

-    No i ma jeszcze taką fascynującą przeszłość – podsumował fotograf.”
Powyższy cytat pochodzi z artykułu Bronisława Wildsteina pt. „Film o śmierci, zdradzie i nieodkupionych winach” („Rzeczpospolita”, 25.VI). Ową znajomą jest Liliana Batko-Sonik, która w telewizyjnym wywiadzie przytoczyła jeszcze jedno zdanie, jakie padło wówczas z ust młodego fotografa, kiedy uświadomiła go, kim był Maleszka w przeszłości: „niektórzy mają mu to za złe”.

Oto może najbardziej przerażające pokłosie postawy, przyjętej przez warszawsko-krakowski salon w stosunku do lustracji. Negując potrzebę „babrania się w ubeckim szambie” i przyjmowania postawy „pornografów przeszłości” (takie epitety do dzisiaj słyszy Liliana Sonik od części dawnych znajomych z przedsierpniowej opozycji), doprowadził on do całkowitego pomieszania i zakłamania najprostszych pojęć moralnych.

Skoro były minister spraw wewnętrznych, długoletni zastępca redaktora naczelnego sprawującego do początku lat 90. ubiegłego wieku (kiedy wybuchła „wojna na górze”) niekwestionowany rząd nad duszami uczciwych, przeciwstawiających się nieprawościom komunizmu Polaków „Tygodnika Powszechnego” Krzysztof Kozłowski mówi w filmie „Trzech kumpli”, że przyznanie się Maleszki do współpracy z bezpieką i donoszenia na przyjaciół to jeszcze nie powód do nadmiernego krytykowania go, bo trzeba byłoby mu udowodnić te zarzuty przed sądem, to jak mają patrzeć na życie społeczne młodzi ludzie, wyczuleni na moralne wartości i nauczeni, że zawsze należy bezkompromisowo nazywać po imieniu zdradę i fałsz?

Czy inteligentni ludzie pokroju Kozłowskiego, który w 2001 roku, po opublikowaniu demaskującego Maleszkę oświadczenia byłych działaczy Studenckiego Komitetu Solidarności powiedział krakowskim gazetom, że jest to zaszczuwanie człowieka i zaczął zbierać podpisy pod listem w jego obronie (!) naprawdę nie zdają sobie sprawy, jak wielki zamęt wprowadzają do życia publicznego? Czy ci, którzy – jak opowiadała Liliana Sonik we wspomnianym wywiadzie – nadal nie chcą podawać jej ręki za to, że stosuje „esbeckie metody” w stosunku do Maleszki i innych ujawnionych donosicieli nie mają świadomości etycznego spustoszenia, jakie sieją w sumieniach młodych Polaków?

Takie zachowanie osób pretendujących do odgrywania dzisiaj roli moralnych autorytetów nie da się wytłumaczyć ani ich wielkodusznością ani chrześcijańskim miłosierdziem (nie okazują ich bowiem w stosunku do ofiar agentów SB). Być może wynika ono z tego, że sami byli kiedyś uwikłani we współpracę z bezpieką albo w tuszowanie jej zbrodni po dojściu do władzy w 1989 roku i nadal pozostają ketmanami.

Przez długie lata „Gazeta Wyborcza”, „Tygodnik Powszechny”, „Polityka” i wiele innych mediów występowało w roli moralnych, społecznych oraz politycznych przewodników narodu, na różne sposoby dezawuując poglądy inaczej spoglądających na potrzebę rozliczenia peerelowskich przeszłości rodaków, zepchniętych ze swymi opiniami do niszowych pism prawicy i określanych z  poczuciem wyższości oraz pogardy mianem „oszołomów”.

Doskonale pamiętam, z jakim ostracyzmem spotykały się w pierwszej połowie lat 90. dwa dzienniki, oddające łamy ludziom myślącym inaczej niż Kozłowski, Michnik, Maleszka  i przeciwstawiające się taktyce „grubej kreski” oraz – co jeszcze ważniejsze – moralnego relatywizmu. Były to „Czas Krakowski” i „Nowy Świat”. Wkrótce upadły jednak, przytłoczone ciężarem politycznie poprawnych mediów, traktujących je jako wstydliwy zaścianek polskiego ciemnogrodu, przepełnionego nacjonalizmem, klerykalizmem, ksenofobią, obskurantyzmem i nietolerancją.

Może emisja „Trzech kumpli” i wywołana nią ożywiona dyskusja w wielu mediach przywróci wreszcie umiejętność właściwego wartościowania moralnego zagubionym w dzisiejszej rzeczywistości młodym Polakom, a honor ludziom, dla których ważne słowa zawsze znaczyły to, co znaczą: prawda jest prawdą, kłamstwo – kłamstwem, a zdrada – zdradą. Ludziom takim, jak Liliana Sonik i Bronisław Wildstein, który pięknie napisał w cytowanym wyżej artykule:

„Świat, w którym zakwestionowano zdradę, jest światem, w którym zakwestionowana jest moralność. Zdrada jest rewersem moralności, złamaniem jej podstawowych zasad. Jeśli nie jesteśmy tego w stanie potępić, a nawet rozpoznać, to jak możemy wyznaczyć zasady i trzymać się ich?”

Jerzy Bukowski