KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 29 marca, 2024   I   03:40:25 AM EST   I   Marka, Wiktoryny, Zenona
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Prztyczek w nos Hanny Lis

15 czerwca, 2008

Czy dziennikarz ma prawo do wygłaszania własnych poglądów? Oczywiście, ale tylko wtedy, kiedy wyraźnie oddziela przekazywane przez siebie informacje od osobistego komentarza. Jako prezenter musi być zaś przeźroczysty i do bólu obiektywny.

Jest to jedna z podstawowych zasad, której uczy się adeptów tego zawodu na samym początku studiów (podobnie jak o obowiązku podawania źródeł oraz przedstawienia w każdym materiale racji obu stron, szczególnie gdy pozostają one w sporze).
   
Patrząc na to, jak zachowują się niektórzy bardzo znani i uważający siebie za gwiazdy żurnalistyki polscy dziennikarze odnoszę wrażenie, że albo kompletnie nie przykładali się oni do nauki, a egzaminy zdawali chyba w jakiś pozamerytoryczny sposób, albo arbitralnie uznali, iż są tak wielkimi osobistościami, że te proste kanony zawodowej rzetelności w ogóle ich nie obowiązują. Większości z nich wydaje się bowiem, że opinia publiczna niecierpliwie czeka na podawanie jej wiadomości każdorazowo opatrzonych przez nich sugestywnym komentarzem, wyznaczającym jedynie słuszną linię oceny rzeczywistości.
   
Do grona takich „inżynierów dusz” postanowiła ostatnio dołączyć świeżo zatrudniona - jako prezenterka „Wiadomości” Telewizji Polskiej - Hanna Lis. Pomimo że wydawca zdjął z materiału o odnalezionych w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, a dotyczących Lecha Wałęsy dokumentach korzystny dla niego komentarz, wygłosiła go jednak samowolnie przed kamerą. Nie spodobał się jej także inny news, poświęcony reprywatyzacji.  Efektem tych niesubordynacji było natychmiastowe odsunięcie jej na 10 dni od prowadzenia flagowego programu informacyjnego TVP.

To bardzo mądra decyzja przełożonych pani Lis. Mam nadzieję, że odbije się ona szerokim echem w wielu polskich mediach, pomagając przywołać do porządku tych dziennikarzy, którym – najczęściej z powodu zbyt wygórowanego mniemania o sobie – mylą się role, w jakich występują. Co innego bowiem autorski program publicystyczny, a co innego neutralne odczytywanie serwisu.
Wielu naszym dziennikarzom woda sodowa uderza do głowy zaraz po przyjęciu ich do pracy w prestiżowej redakcji. Negatywną rolę w procesie ich demoralizacji odgrywają ostatnio tabloidy, kolorowe czasopisma, plotkarskie programy w komercyjnych stacjach telewizyjnych oraz żyjące z sensacji portale internetowe. To tam kreuje się rodzime gwiazdy, zaglądając im do kieszeni, sypialni, kuchni, przeprowadzając obszerne rozmowy z nimi na temat całokształtu ich poglądów na świat (od filozofii poczynając a na sporcie kończąc), fascynując się każdym wypowiedzianym przez nie słowem.

Oprócz popularnych w danej chwili polityków, aktorów, sportowców do grona tzw. „celeberities” awansuje coraz więcej dziennikarzy, którym wydaje się, że skoro koledzy po fachu zabiegają u nich o ekskluzywne wywiady, a sfora paparazzich podgląda każdy ich ruch, to znaczy, że są najmądrzejsi i mają prawo pouczać Polaków, co mają myśleć we wszystkich sprawach.

Dobrze więc się stało, że Hannie Lis utarto nosa, wskazując jej właściwe miejsce w dziennikarskim szyku. Jeśli jakaś stacja telewizyjna powierzy jej kiedyś prowadzenie autorskiego programu publicystycznego, albo opiniotwórcza gazeta bądź tygodnik poprosi ją o stały komentarz polityczny, będzie mogła do woli głosić swoje poglądy bez obawy o przekraczanie warsztatowych standardów uprawianego zawodu. Na razie ma jednak obowiązek zachowywać się przed kamerą tak, aby nie zwracać na siebie uwagi telewidzów, bo ważna jest wyłącznie treść przekazywanych przez nią informacji, a nie ona sama.

Jerzy Bukowski