KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   11:43:45 PM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Czy w Tatrach staną szlabany?

18 maja, 2008

Ten problem pojawia się z wiosną każdego roku, kiedy w Tatry ruszają dziesiątki tysięcy tzw. niedzielnych turystów. Nie są to ambitni zdobywcy wysokich grani i zapierających dech w piersiach przełęczy, lecz raczej amatorzy krótkich spacerów po wygodnych, najlepiej wyasfaltowanych drogach.

Pierwszy taki najazd odnotowuje się podczas długiego weekendu, czyli na przełomie kwietnia i maja. Właśnie wtedy dyrekcja Tatrzańskiego Parku Narodowego zaczyna obmyślać skuteczny plan przeciwdziałania całkowitemu zadeptaniu najbardziej popularnych szlaków.    

W tym roku tylko do Morskiego Oka zdążało w okolicach 1 i 3 maja około 30 tysięcy ceprów. Turystyczna stonka opanowała również Dolinę Kościeliską. A kiedy rozpocznie się letni sezon wakacyjny, długie kolejki będą ustawiać się pod szczytem Giewontu, na Kasprowy Wierch wjadą zaś miłośnicy podziwiania panoramy Tatr z tarasu widokowego obok górnej stacji kolejki albo - jeszcze wygodniej - z okien restauracji.    

Nic więc dziwnego, że dyrektor TPN Paweł Skawiński zupełnie serio zastanawia się nad rozsądnym ograniczeniem liczby osób, wchodzących na podległy mu teren. Uważa bowiem, że przyroda musi co jakiś czas odpocząć i dlatego dobrze byłoby wprowadzić dzienne limity na najbardziej oblężonych szlakach, a niektóre rejony wysokich Tatr w ogóle zamykać dla osób oraz grup, wyruszających w nie bez przewodników.    

Ten pomysł spodobał się wielu autentycznym turystom, dla których wejście na tatrzańskie szczyty jest ogromną przygodą i unikają oni szerokich promenad (jak z Polany Białczańskiej do Morskiego Oka), wybierając trudne oraz wymagające odpowiedniego przygotowania szlaki. Z pewnością zyska on też poparcie wszystkich organizacji ekologicznych.    

Nieco inaczej patrzą na tę propozycję górale. Obawiają się, że ogłoszenie ograniczenia dostępności Tatr spowoduje spadek liczby przyjeżdżających na Podhale gości, a co za tym idzie także ich dochodów. Nie rozumieją także, jak można kogoś pozbawiać przyjemności obcowania z ulubioną przezeń przyrodą i pytają retorycznie, czy wprowadza się dzienne limity dla przechodniów (nie mówiąc już o samochodach) na najbardziej popularnych ulicach polskich miast.    

Nie da się ukryć, że problem jest niebagatelny, wymaga więc poważnego namysłu. Z jednej strony mamy bowiem pełną wolność poruszania się po ojczystej ziemi, z drugiej  uzasadnioną troskę o jej przyszłe losy. Czy uda się znaleźć w tym trudnym przypadku arystotelesowską zasadę złotego środka, która zadowoli jeżeli nie wszystkich, to przynajmniej większość zainteresowanych?

Jerzy Bukowski