KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 2 maja, 2024   I   05:30:27 AM EST   I   Longiny, Toli, Zygmunta
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Jak ewakuowano Kuklińskich z Polski?

08 maja, 2008

To było równe 10 lat temu. W ostatni dzień swej pierwszej - od dramatycznej ewakuacji przez Amerykanów w listopadzie 1981 roku - wizyty w Polsce pułkownik Ryszard Kukliński jadł śniadanie w rządowym hotelu przy ulicy Parkowej w Warszawie. Jako jego reprezentant prasowy towarzyszyłem mu w tym posiłku, ustalając szczegóły konferencji prasowej na lotnisku Okęcie, która miała nastąpić za kilka godzin.

Hotel usytuowany jest na przeciw Ambasady Federacji Rosyjskiej (dawniej Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich), więc powiedziałem, odwołując się do tego faktu, że oto historia jego życia zatoczyła pełne koło.    

- Dlaczego? - zapytał zdziwiony Kukliński.    
- No bo przecież właśnie tuż po przyjęciu z okazji rocznicy rewolucji październikowej (a raczej bolszewickiego zamachu stanu) w sowieckiej ambasadzie zostałeś ewakuowany w listopadzie 1981 roku.   
- Kto Ci to powiedział?    
- Taka jest powszechna wiedza w tej sprawie w Polsce. Wyszedłeś z uroczystego bankietu i wsiadłeś do swojego służbowego samochodu, ale to był już podstawiony przez Amerykanów identyczny wóz, oczywiście z ich kierowcą.    
- Poważnie? - roześmiał się pułkownik. - A co było potem?    
Nieco speszony kontynuowałem:    
- Przewieźli Cię w kartonowych pudłach, umieszczonych w bagażu dyplomatycznym przez granicę polsko-czechosłowacką, a potem czechosłowacko-austriacką i tak bezpiecznie trafiłeś do Wiednia. A co, nie było tak?    
Kukliński spoważniał.    
- Wiesz co, niech taka wersja zostanie - powiedział.    
- A nie jest prawdziwa? - drążyłem temat.    
- Trochę prawdy w niej jest. Ale ewakuowali mnie Amerykanie i tylko oni są władni ujawnić całą prawdę w tej sprawie, czego dotychczas nie zrobili. Ja byłem zaś tylko przedmiotem ich operacji, więc - jako zawodowy oficer - nie będę się na temat jej szczegółów wypowiadał. A nuż trzeba będzie jeszcze kiedyś użyć tego kanału przerzutowego? Po co go nieodwołalnie palić?    

Ta rozmowa przypomniała mi się parę dni temu, kiedy przeczytałem w depeszy Polskiej Agencji Prasowej, że wdowa po zmarłym 4 lata temu pułkowniku, pani Joanna Kuklińska, powiedziała w trakcie uroczystości nadania przez prezesa Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Czesława Cywińskiego medalu Polskiego Państwa Podziemnego i AK jej oraz Lucille i Tomowi Ryanom:     - Zajęło nam trzy dni, by zwieść agentów. Państwo Ryanowie przyjechali z Berlina, by nam pomóc, wcześniej się nie kontaktowaliśmy.     
Zapytana o konkrety, użyła niemal tych samych słów, które usłyszałem od jej śp. męża: "Być może w przyszłości to się jeszcze komuś przyda". Przyznała jedynie, że w drodze na Zachód "wygodnie nie było", a później żyli w poczuciu ciągłego zagrożenia, kilkakrotnie zmieniając miejsca zamieszkania na terenie USA.    

To ostatnie zdanie wywołało kolejne wspomnienie. Nie pamiętam już, czy w Krakowie, czy w Zakopanem, pułkownik powiedział mi w 1998 roku ze smutkiem w głosie:    

- Właśnie dowiedziałem się od żony, że lokalna gazeta, wychodząca w moim miasteczku, wydrukowała ogromny artykuł o mnie, dając na pierwszej stronie zdjęcie z komentarzem, że nikt w nim nie wiedział do tej pory, kogo ma za współmieszkańca.     - To świetnie, czyli że traktują Cię tam jako bohatera - ucieszyłem się.    
- Nic nie rozumiesz. To znaczy, że będę się musiał znowu przeprowadzać. A już zasadziłem w ogrodzie moje ukochane drzewa.    

Te częste przeprowadzki nie uchroniły jednak dwóch synów państwa Kuklińskich od tragicznej śmierci. Pani Joanna (pułkownik nazywał ją zawsze Hanią) wyraziła podczas wspomnianej uroczystości wątpliwość, czy okoliczności ich śmierci zostaną kiedykolwiek wyjaśnione.     

Ambasador  USA w Warszawie Victor Ashe podkreślił natomiast, że pani Kuklińska zawsze wspierała męża i że ją również uważa za bohaterkę. Podziękował też amerykańskim funkcjonariuszom tajnych służb za znakomite wykonanie trudnej operacji ewakuacji całej rodziny pułkownika.    

- To był duży sukces, udało im się wyprowadzić w pole komunistycznych agentów, którzy deptali im po piętach. Dziś to może brzmieć jak anegdota, ale wtedy były ponure czasy - powiedział Ashe.    

Może to sympatyczne spotkanie, na którym przedstawiciel władz USA po raz kolejny podkreślił ogromne zasługi Kuklińskiego w walce z sowieckim imperium zła, przybliży dzień uhonorowania "pierwszego polskiego oficera w NATO" Orderem Orła Białego i awansem generalskim przez wyrażającego się o nim zawsze z najwyższym uznaniem oraz szacunkiem obecnego Prezydenta RP, o co od dawna zabiega wiele środowisk patriotycznych i organizacji kombatanckich.

Jerzy Bukowski