KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 24 kwietnia, 2024   I   05:07:44 PM EST   I   Bony, Horacji, Jerzego
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Co wolno Kaczyńskiemu?

25 kwietnia, 2008

Wielu polityków rządzącej Polską koalicji oraz życzliwych im publicystów nie posiada się z oburzenia, że Prezydent Lech Kaczyński wysłał swoich współpracowników do Gruzji, nie konsultując tego ani z premierem Donaldem Tuskiem, ani z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim. Ich zdaniem do Tbilisi powinna pojechać wspólna, prezydencko-rządowa misja.

Jestem całym sercem za partnerską i owocną współpracą najwyższych organów władzy Rzeczypospolitej w takich sferach, jak polityka zagraniczna, obronna, a nawet zdrowotna. Nie można bowiem nazwać poważnym kraju, w którym istnieją dwa rozbieżne w poglądach – i co gorzej, także w działaniach – ośrodki kształtowania stosunków międzynarodowych. Z pewnością byłoby więc lepiej, gdyby głowa państwa powiadomiła premiera o swojej gruzińskiej aktywności.
   
Z drugiej strony nie sposób jednak nie zauważyć, że prezydent Michał Saakaszwili zadzwonił z prośbą o pomoc w uregulowaniu napiętych relacji z Rosją do Lecha Kaczyńskiego, a nie polecił premierowi bądź ministrowi spraw zagranicznych w rządzie swojego kraju o zaangażowanie do rozwiązywania tej trudnej sytuacji ich polskich odpowiedników. Najwidoczniej zależało mu na włączeniu w tę akcję właśnie prezydenta RP. Nie ma się więc co dziwić, że misję do Tbilisi wysłał sam Kaczyński nie uczynił zaś tego razem z Tuskiem. A może Saakaszwilemu zależało na daleko posuniętej dyskrecji co do treści tych delikatnych rozmów i potraktował on głowę polskiego państwa jako swojego jedynego powiernika?
   
Nie sądzę, aby potrzebne było zbyt szczegółowe wgłębianie się w ten problem, który może mieć po części charakter tajemnicy. Trzeba też pamiętać, że przywódcy krajów kaukaskich mają ogromne, poparte kilkuletnim doświadczeniem zaufanie do prezydenta Kaczyńskiego, w którym słusznie widzą orędownika swoich interesów wobec Rosji. Jako Polacy powinniśmy być więc dumni, kiedy w sytuacjach kryzysowych wykręcają właśnie jego numer telefonu.
   
Czy ktokolwiek miał pretensje do Aleksandra Kwaśniewskiego, kiedy włączył się on w dramatyczny proces przemian na Ukrainie? Media zachwycały się jego rolą i pozycją, jaką zdobył sobie w Europie, mogąc efektywnie pośredniczyć w bardzo ważnych politycznych sporach, wykraczających poza granicę jednego kraju.
   
Teraz w bardzo podobnych okolicznościach krytykuje się za to samo Lecha Kaczyńskiego. Czy gdyby na jego miejscu znalazł się Donald Tusk również usiłowano by wmawiać opinii publicznej, że niecnie wykorzystuje politykę zagraniczną do rozgrywania krajowych sporów?

Jerzy Bukowski