Czy przodownik pracy socjalistycznej może być nadal patronem ulicy w mieście, które budował wprawdzie bardzo rzetelnie, ale jednak na chwałę minionego ustroju?
Takie pytanie zadają sobie obecnie mieszkańcy Nowej Huty - dzisiaj najmłodszej dzielnicy Krakowa, dawniej odrębnego miasta, którego 60. rocznicę budowy będziemy już niedługo świętować (pierwszą łopatę wbito tam w czerwcu 1949 roku).
Z jednej strony Instytut Pamięci Narodowej zaleca definitywne pożegnanie patronów, jednoznacznie kojarzących się z okresem komunizmu, a Sejm ma wkrótce debatować nad projektem stosownej ustawy, wniesionym już do laski marszałkowskiej przez klub Prawa i Sprawiedliwości, z drugiej wciąż żywe są sentymenty w stosunku do ludzi, którzy uczestnicząc w socjalistycznym współzawodnictwie pracy w ogóle nie myśleli o tym, że wspierają w ten sposób totalitarny ustrój, ale chcieli się po prostu wykazać swoją tężyzną fizyczną, zawodową sprawnością i gotowością do podjęcia szlachetnej rywalizacji.
Takim przodownikiem pracy był w trakcie budowy Nowej Huty murarz Piotr Ożański, na którego biografii Andrzej Wajda oparł postać Mateusza Birkuta - bohatera filmu "Człowiek z marmuru". Gdy kilka lat temu Maciej Twaróg, radny miasta Krakowa z klubu Ligi Polskich Rodzin, zaproponował, aby imieniem Ożańskiego nazwać mały plac na osiedlu Willowym, radni tamtejszej dzielnicy stwierdzili, że "Nowa Huta posiada dość zasłużonych ludzi w dziedzinie rozwoju kultury i sztuki, których imionami można nazywać place i ulice, a nie osoby, które działały w ZMP i układały największą liczbę cegieł na murach".
Za Ożańskim ujęli się wówczas najstarsi mieszkańcy najmłodszej dzielnicy podwawelskiego grodu oraz reżyser Kazimierz Kutz. Uznali oni, że proponowany patron był człowiekiem porządnej roboty, murarzem z krwi, kości i powołania, który nigdy nikomu nie wyrządził żadnej krzywdy, nie figuruje w zasobach archiwalnych IPN jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa PRL, a swoją wytężoną pracą w pełni zasłużył sobie na utrwalenie dobrej pamięci o sobie.
Ich argumentację podzielili krakowscy radni i Piotr Ożański ma swoją ulicę w Nowej Hucie. Teraz, kiedy rozpoczęły się przygotowania do jubileuszu jej 60-lecia, ponownie odezwały się jednak głosy przeciwników wynoszenia na piedestał ludzi, którzy nieświadomie przyczynili się do gruntowania komunizmu w zniewolonej po 1945 roku przez Sowietów Polsce. Twierdzą oni, że czczenie osiągnięć bijących rekordy w układaniu cegieł trójek murarskich jest przejawem sympatii dla nieludzkiego ustroju, niszczącego ludzi na różne, często bardzo wyszukane sposoby, także poprzez mobilizowanie ich do pracy na pokaz, po której wynikające z nadmiernego pośpiechu młodych przodowników zaniedbania musieli poprawiać starzy fachowcy.
Wielokrotnie popierałem na łamach krajowej i polonijnej prasy wszelkie pomysły, mające służyć sprawiedliwemu oraz definitywnemu rozliczeniu epoki komunizmu, po której pozostało nam jeszcze nadspodziewanie wiele reliktów. Całym sercem jestem za usunięciem symboli tego ustroju z przestrzeni polskiego życia publicznego. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że z planów miast niepodległej Rzeczypospolitej muszą wreszcie zniknąć tacy niechlubni, a niekiedy wręcz zbrodniczy patroni, jak Gwardia i Armia Ludowa, Armia Czerwona, Hanka Szapiro-Sawicka, Janek Krasicki, Zygmunt Berling, Karol Świerczewski, Władysław Gomułka, Edward Gierek i wiele innych osób oraz instytucji przywołujących pamięć sowieckiego zniewolenia.
W przypadku usuwania z narodowego panteonu przodowników pracy socjalistycznej radziłbym jednak władzom samorządowym, aby zachowały daleko idącą ostrożność i zdrowy rozsądek. Jeżeli któryś z murarzy, górników, stoczniowców, czy innych rekordzistów nie miał bowiem na sumieniu żadnych brzydkich postępków - co łatwo dzisiaj ustalić w archiwach IPN - to jeżeli ma już swoją ulicę bądź plac, może nie warto usuwać tabliczki z jego nazwiskiem, zwłaszcza gdy dobrze zapisał się w pamięci lokalnej społeczności.
Każdy taki przypadek trzeba rozważyć indywidualnie, nie kierując się emocjami, lecz spokojnie analizując dorobek życiowy danego patrona. Byli bowiem wśród nich różni ludzie; jednym tania popularność uderzyła do głów i niesieni jej falą dawali się niecnie wykorzystywać komunistom do podłych działań (w tym agenturalnych) przeciw kolegom, inni nie dali się omamić zbrodniczej ideologii, wyżywając się w zdrowej rywalizacji, co samo w sobie trudno kwalifikować jako naganne.
Nawet gdybyśmy uznali cały pomysł socjalistycznego współzawodnictwa pracy za sprzeczny z godnością ludzkiej osoby, trudno winić za jego urzeczywistnianie w praktyce młodych zapaleńców, którzy traktowali go wyłącznie w kategoriach niemal sportowego wyścigu.
Jerzy Bukowski
Z jednej strony Instytut Pamięci Narodowej zaleca definitywne pożegnanie patronów, jednoznacznie kojarzących się z okresem komunizmu, a Sejm ma wkrótce debatować nad projektem stosownej ustawy, wniesionym już do laski marszałkowskiej przez klub Prawa i Sprawiedliwości, z drugiej wciąż żywe są sentymenty w stosunku do ludzi, którzy uczestnicząc w socjalistycznym współzawodnictwie pracy w ogóle nie myśleli o tym, że wspierają w ten sposób totalitarny ustrój, ale chcieli się po prostu wykazać swoją tężyzną fizyczną, zawodową sprawnością i gotowością do podjęcia szlachetnej rywalizacji.
Takim przodownikiem pracy był w trakcie budowy Nowej Huty murarz Piotr Ożański, na którego biografii Andrzej Wajda oparł postać Mateusza Birkuta - bohatera filmu "Człowiek z marmuru". Gdy kilka lat temu Maciej Twaróg, radny miasta Krakowa z klubu Ligi Polskich Rodzin, zaproponował, aby imieniem Ożańskiego nazwać mały plac na osiedlu Willowym, radni tamtejszej dzielnicy stwierdzili, że "Nowa Huta posiada dość zasłużonych ludzi w dziedzinie rozwoju kultury i sztuki, których imionami można nazywać place i ulice, a nie osoby, które działały w ZMP i układały największą liczbę cegieł na murach".
Za Ożańskim ujęli się wówczas najstarsi mieszkańcy najmłodszej dzielnicy podwawelskiego grodu oraz reżyser Kazimierz Kutz. Uznali oni, że proponowany patron był człowiekiem porządnej roboty, murarzem z krwi, kości i powołania, który nigdy nikomu nie wyrządził żadnej krzywdy, nie figuruje w zasobach archiwalnych IPN jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa PRL, a swoją wytężoną pracą w pełni zasłużył sobie na utrwalenie dobrej pamięci o sobie.
Ich argumentację podzielili krakowscy radni i Piotr Ożański ma swoją ulicę w Nowej Hucie. Teraz, kiedy rozpoczęły się przygotowania do jubileuszu jej 60-lecia, ponownie odezwały się jednak głosy przeciwników wynoszenia na piedestał ludzi, którzy nieświadomie przyczynili się do gruntowania komunizmu w zniewolonej po 1945 roku przez Sowietów Polsce. Twierdzą oni, że czczenie osiągnięć bijących rekordy w układaniu cegieł trójek murarskich jest przejawem sympatii dla nieludzkiego ustroju, niszczącego ludzi na różne, często bardzo wyszukane sposoby, także poprzez mobilizowanie ich do pracy na pokaz, po której wynikające z nadmiernego pośpiechu młodych przodowników zaniedbania musieli poprawiać starzy fachowcy.
Wielokrotnie popierałem na łamach krajowej i polonijnej prasy wszelkie pomysły, mające służyć sprawiedliwemu oraz definitywnemu rozliczeniu epoki komunizmu, po której pozostało nam jeszcze nadspodziewanie wiele reliktów. Całym sercem jestem za usunięciem symboli tego ustroju z przestrzeni polskiego życia publicznego. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że z planów miast niepodległej Rzeczypospolitej muszą wreszcie zniknąć tacy niechlubni, a niekiedy wręcz zbrodniczy patroni, jak Gwardia i Armia Ludowa, Armia Czerwona, Hanka Szapiro-Sawicka, Janek Krasicki, Zygmunt Berling, Karol Świerczewski, Władysław Gomułka, Edward Gierek i wiele innych osób oraz instytucji przywołujących pamięć sowieckiego zniewolenia.
W przypadku usuwania z narodowego panteonu przodowników pracy socjalistycznej radziłbym jednak władzom samorządowym, aby zachowały daleko idącą ostrożność i zdrowy rozsądek. Jeżeli któryś z murarzy, górników, stoczniowców, czy innych rekordzistów nie miał bowiem na sumieniu żadnych brzydkich postępków - co łatwo dzisiaj ustalić w archiwach IPN - to jeżeli ma już swoją ulicę bądź plac, może nie warto usuwać tabliczki z jego nazwiskiem, zwłaszcza gdy dobrze zapisał się w pamięci lokalnej społeczności.
Każdy taki przypadek trzeba rozważyć indywidualnie, nie kierując się emocjami, lecz spokojnie analizując dorobek życiowy danego patrona. Byli bowiem wśród nich różni ludzie; jednym tania popularność uderzyła do głów i niesieni jej falą dawali się niecnie wykorzystywać komunistom do podłych działań (w tym agenturalnych) przeciw kolegom, inni nie dali się omamić zbrodniczej ideologii, wyżywając się w zdrowej rywalizacji, co samo w sobie trudno kwalifikować jako naganne.
Nawet gdybyśmy uznali cały pomysł socjalistycznego współzawodnictwa pracy za sprzeczny z godnością ludzkiej osoby, trudno winić za jego urzeczywistnianie w praktyce młodych zapaleńców, którzy traktowali go wyłącznie w kategoriach niemal sportowego wyścigu.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Urologia. Leczenie niepłodności i nowotworów w Nowym Jorku. Urolog Simon Barkagan MD, Phd mówi po polsku
Rozwód bezsporny a rozwód zakwestionowany w USA. Adam Mank na rozwody w NY i NJ
Pożyczki na domy i przefinansowanie w Nowym Jorku. Jolanta Mogilewska
Old Europe Foods - internetowy polski sklep spożywczy w USA
Kolędnicy i Wigilijny Spektakl z The Tinseltones Carolers 2024
Adwokat w New Jersey. Robert Socha
Grzegorz Braun zaprasza na wyjątkowe wydarzenie kulturalne! Film "Gietrzwałd 1877. Wojna Światów"
zobacz wszystkie