KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Wtorek, 1 października, 2024   I   03:18:09 AM EST   I   Heloizy, Igora, Remigiusza
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Zdekomunizujmy wreszcie polską przestrzeń publiczną

06 marca, 2016

Od ponad ćwierćwiecza zastanawiam się (a nie jestem odosobniony w tym zdziwieniu), jak długo jeszcze będziemy chodzić w wielu polskich miastach po ulicach i placach, których patronami są komunistyczni zbrodniarze, a w ich centrach nadal stoją pomniki ku czci Armii Czerwonej, rodzimych zdrajców oraz utworzonych przez nich bojówek w rodzaju Gwardii i Armii Ludowej.

Przez ponad 25 lat niepodległa Rzeczpospolita nie zdołała definitywnie pozbyć się wszystkich sowieckich reliktów z przestrzeni publicznej, chociaż do jej kolejnych prezydentów, parlamentów i rządów apelowało w tej sprawie wiele stowarzyszeń kombatanckich oraz patriotycznych z najbardziej chyba konsekwentnym Porozumieniem Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie na czele.

Owszem, w ostatnim miesiącach zniknęły najbardziej kłujące w oczy pomniki Braterstwa Broni ze stołecznego placu Wileńskiego oraz Armii Czerwonej z centrum Katowic i z Nowego Sącza (chociaż demonstrujący przeciw temu ostatnio niepodległościowcy z Małopolski i ze Śląska wciąż muszą stawiać się na rozprawy sądowe), nie ma już także monumentu ku czci kata żołnierzy Armii Krajowej, generała Iwana Czerniachowskiego, w Pieniężnie, ale lista pozostałych sowieckich obiektów jest jeszcze długa.

Sporządził ją jeszcze za prezesury śp. profesora Janusza Kurtyki historyk Krakowskiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej dr Maciej Korkuć, wysyłając do wszystkich władz samorządowych w Polsce, na których terenach są jeszcze relikty sowieckiego reżimu listy opatrzone szczegółową informacją na temat danej osoby lub organizacji, ukazujące haniebną rolę, jaką odegrała ona w najnowszej historii Polski. Ta akcja nie przyniosła jednak rezultatu, samorządowcy albo zlekceważyli ów apel, albo tłumaczyli się negatywną opinia mieszkańców bądź problemami natury administracyjno-finansowej. Dzisiaj mamy jeszcze około 1300 takich wątpliwych pamiątek po PRL.

Specjalnie użyłem wyżej określenia „obiekty”, a nie „pomniki”, ponieważ pamiątki po sowieckim zniewoleniu trudno traktować w tej drugiej kategorii. Znakomicie uzasadniła to warszawska sędzia Ewa Grabowska umarzając w 2013 roku sprawę pomalowania farbą dwóch stołecznych monumentów sławiących Armię Czerwoną: wspomnianego i już dzisiaj nie istniejącego na pl. Wileńskim (popularnie zwanego „Czterema śpiącymi”) oraz w parku Skaryszewskim).

Przyznała wprawdzie, że dowody wskazują na fakt zdewastowania ich przez dwóch 21-latków, którzy 17 września 2011 roku oblali je czerwoną farbą i umieścili na nich napisy: „czerwona zaraza”, ale aby przypisać im popełnienie czynów z artykułu 261. kodeksu karnego należy ustalić czy oba obiekty są pomnikami. Analiza sprawy nakazała jej uznać, że w rozumieniu przywołanego przepisu kk „nie spełniają definicji pomnika, bowiem ochronie prawnej podlega obiekt wzniesiony dla upamiętnienia zdarzenia bądź uczczenia osoby, której ta cześć jest należna”.

I skonkludowała: „Oba obiekty wzbudzają wiele kontrowersji i emocji zarówno wśród historyków jak i mieszkańców Warszawy. Dla jednych są symbolem komunizmu, dla innych zakłamanym świadectwem w historii dziejów Polski, kiedy to armia sowiecka nie udzieliła pomocy Powstaniu Warszawskiemu. <Czterej śpiący> stoją w pobliżu budynków, w których sowiecki aparat bezpieczeństwa dokonywał represji na obywatelach polskich związanych przede wszystkim z konspiracją niepodległościową. W obecnych realiach politycznych z krajobrazu naszego kraju zniknęło wiele pomników dokumentujących poprzednią epokę. Również obiekty Wdzięczności Armii Radzieckiej oraz Braterstwa Broni powinny ulec rozebraniu, tym bardziej, iż takie wnioski były składane już dwukrotnie. Fakt, iż oba obiekty nadal istnieją nie nobilituje ich do rangi pomnika i nie uzasadnia ochrony prawno-karnej.”

Podobnej argumentacji używają też inni sędziowie, którym przypada rozpatrywać identyczne sprawy w wielu innych miastach.
Dlaczego w takim razie wielu radnych, wójtów, burmistrzów, a nawet prezydentów miast stawia opór społecznym żądaniom zmiany nazw ulic czy patronów instytucji jednoznacznie kojarzących się z minioną (jak widać - nie do końca) epoką? Czyżby nie rozumieli, że ich postępowanie pozostaje w jawnej sprzeczności z Konstytucją RP oraz z kodeksem karnym, które jednoznacznie zakazują propagowania symboli nazizmu i komunizmu (grozi za to kara pozbawienia wolności)?
Skoro samorządowcom nie zależy na zdekomunizowaniu administrowanej przez nich przestrzeni publicznej, cała nadzieja pozostaje w parlamencie, który już w poprzedniej kadencji rozpoczął przygotowania legislacyjne do przyjęcia stosownej ustawy, na mocy której w razie niezałatwienia tych spraw przez władze lokalne do akcji wkroczyłby reprezentujący rząd wojewoda. Powstały dwa projekty: jeden w Senacie, drugi w klubie parlamentarnym Prawa i Sprawiedliwości.
W tym drugim znalazł się zapis o konieczności „oczyszczenia życia publicznego z symboli komunizmu”, m.in. „przez zmiany nazw obiektów i urządzeń przeznaczonych do użytku publicznego, usunięcie z widoku publicznego materialnych symboli komunizmu oraz odebranie orderów, odznaczeń, oznak, tytułów honorowych i innych wyróżnień imiennych przyznanych za zasługi na rzecz komunizmu przez komunistyczne władze państwowe w latach 1944-1989”.

Mam nadzieję, że zdominowany przez ugrupowania przywiązujące dużą rolę do polityki historycznej parlament obecnej kadencji już wkrótce powróci do tych projektów lub też przygotuje nowy, twórczo je wykorzystując.
Trzeba poruszyć jeszcze jeden aspekt tego zagadnienia, który często fałszywie przedstawia rosyjska propagand. Podpisana 22 lutego 1994 roku umowa pomiędzy rządami Rzeczypospolitej Polskiej i Federacji Rosyjskiej o grobach i miejscach pamięci ofiar wojen i represji nie dotyczy materii, o której piszę, a jedynie grobów oraz cmentarzy wojskowych. Każdorazową ekshumację należy uzgadniać ze stroną rosyjską, likwidacja bądź przeniesienie na inne miejsce (cmentarz, muzeum, skansen) obiektu zwanego potocznie pomnikiem leży natomiast - zgodnie z polskim prawodawstwem - wyłącznie w gestii samorządów, aczkolwiek zasięgają one zawsze opinii IPN oraz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Wątpliwości dotyczą jedynie pomników nagrobnych, za które Rosjanie błędnie uważają każdy monument wzniesiony w pobliżu miejsca pochówku ich żołnierzy. A grzebali ich w 1944 i 1945 roku w centrach naszych miast stawiając obok obiekt ku czci Armii Czerwonej (świadczą o tym inskrypcje) właśnie po to, żeby znani z szacunku dla zmarłych i poległych Polacy nie ważyli się naruszyć powagi owych miejsc.

Z całą stanowczością podkreślam, że w naszym kraju nigdy nie „rozwłóczano kości” (takim argumentem szermują przeciwnicy ekshumacji szczątków krasnoarmiejsców i likwidacji sowieckich obiektów memoratywnych), z należytym szacunkiem odnosimy się także do grobów żołnierzy armii, które niosły nam zniewolenie. Taka jest chrześcijańska i polska tradycja. Nie należy natomiast do niej czczenie zaborców i okupantów poprzez pozostawianie w przestrzeni publicznej tego, co oni nazywają pomnikami, a my symbolami narzuconej nam podległości.


Jerzy Bukowski

Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News