KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 2 maja, 2024   I   07:03:42 AM EST   I   Longiny, Toli, Zygmunta
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Faryzejska obrona Kapuścińskiego

20 stycznia, 2008

Na prawdę nie wolno się obrażać nikomu, a już zwłaszcza dziennikarzowi opiniotwórczej gazety, mającej uznaną markę nie tylko w kraju, w którym się ukazuje, ale w całej Europie.

O tej podstawowej zasadzie uczciwości zawodowej całkowicie zapomniał Valerio Pellizzari, publicysta włoskiego dziennika "La Stampa", który uważa, że ujawnienie przez  młodych historyków Instytutu Pamięci Narodowej archiwalnych materiałów, wskazujących na podjęcie współpracy z tajnymi służbami PRL przez Ryszarda Kapuścińskiego na początku jego wielkiej kariery, jest przykładem arogancji i wypaczania idei poszukiwania prawdy w dobie lustracji, wprowadzonej za rządów braci Kaczyńskich.    

Już sam tytuł jego artykułu: "Nieroztropne rewelacje nie znających szacunku trzydziestolatków" stanowi swoisty akt oskarżenia wobec doktora Piotra Gontarczyka, który odnalazł w archiwum Instytutu i zbadał teczkę Kapuścińskiego oraz Igora Ryciaka - autora artykułu na ten temat w "Newsweeku Polska", zamieszczonego kilkanaście dni po śmierci autora "Cesarza" (zmarł 23 stycznia ub.r.).    

Nie wiem, jakie znaczenie może mieć wiek osób, które prowadzą rzetelne badania naukowe oraz publikują - w tonie dalekim od sensacji - ich rezultaty, zwłaszcza że obaj mają już poważny dorobek i nie sposób podważać ich zawodowych kwalifikacji. Rozumiejąc oraz  podzielając wielką estymę włoskiego dziennikarza dla znakomitego polskiego reportera i pisarza, którego dzieła przetłumaczono na 35 języków, nie mogę zaakceptować jego braku szacunku dla faktów.     

A z tych niedwuznacznie wynika, że Kapuściński miał wstydliwy epizod w swoim życiorysie, którego nigdy nie ujawnił, chociaż podobno poważnie się nad tym zastanawiał tuż przed śmiercią. Skoro zabrakło mu jednak odwagi w tak ważnej dla siebie i opinii o nim sprawie, musiał liczyć się z możliwością jej wypłynięcia na światło dzienne (bez jego udziału) jeszcze za swego życia lub po śmierci, kiedy nie będzie mógł się już do nich odnieść.    

Szkoda, że jeden z najwybitniejszych i najbardziej wnikliwych obserwatorów współczesnego świata, któremu w różnych krajach wielokrotnie śmierć zaglądała w oczy (wydano na niego 4 wyroki pozbawienia życia, był około 40 razy aresztowany podczas swych reproterskich podróży) sam nie przyznał się do współpracy z komunistycznymi specsłużbami, która - jak wynika zresztą z jego teczki, o czym lojalnie napisał Ryciak - nikomu nie zaszkodziła. Gdyby tak zrobił, z pewnością nie tylko nie byłby potępiony, ale zyskałby sobie dodatkowy szacunek opinii publicznej jako człowiek umiejący stanąć oko w oko z trudną prawdzą o sobie.    

Skoro zachował się z własnej woli inaczej, oddał tym samym inicjatywę w zakresie mówienia o sobie innym. Będąc zaś człowiekiem mądrym i doświadczonym, z pewnością przewidywal, że nieprzyjemna dlań przeszłość zostanie kiedyś odkryta i opisana.    

Nie widzę więc żadnych merytorycznych powodów do krytykowania Gontarczyka i Ryciaka, zwłaszcza że obaj wykonali swoją pracę obiektywnie, bez cienia przypisywanych im przez "La Stampę" emocji. Owszem, po artykule w "Newsweeku" wybuchła sensacja, ale jak mogło być inaczej, skoro rzecz dotyczyła tak wybitnej osoby?    

Pelizzari strzela z grubej rury. Gontarczyka nazywa "nieugiętym, zażartym inkwizytorem bez wątpliwości" i zarzuca mu, że nie spieszył się z archiwalną kwerendą, kiedy Kapuściński żył, a po jego śmierci "dystrybuował w różnych środowiskach w Warszawie stronnicze, podejrzane rewelacje, wyciągając z dossier truciznę, ale samemu pozostając w cieniu". O Ryciaku napisał natomiast, że "jest coś aroganckiego, jeśli nie bezwzględnego w postawie reportera, który postanawia szukać grzechów innych; zaangażowanego w krucjatę dążenia do prawdy".    

Z tych sformułowań jasno wynika, że włoski publicysta jest nie tylko zdeklarowanym przeciwnikiem polskiej lustracji oraz rządów braci Kaczyńskich, ale także zażartym wrogiem odkrywania prawdy, jeśli tylko jest mu ona niemiła. To wręcz klasyczny przykład kompromitującej każdego dziennikarza nierzetelności, stronniczości oraz elementarnego braku obiektywizmu, które to cechy Pelizzari bezpodstawnie i dość bezczelnie przypisuje parze Gontarczyk- Ryciak.    

Ciekawy jestem, co powiedziałby o jego postawie sam Kapuściński, który wiele razy znajdował i ujawniał przed całym światem grzechy innych i był ponad wszelką wątpliwość jednym z największych w XX wieku rycerzy, zaangażowanych w "krucjatę dążenia do prawdy"?

Jerzy Bukowski