KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 listopada, 2024   I   02:46:38 AM EST   I   Jakuba, Stefana, Romy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Ministerialny skandal

05 listopada, 2007

Gdyby taki wywiad, jakiego udzielił dziennikowi \"Polska\" minister obrony narodowej Aleksander Szczygło na temat swojego poprzednika i kandydata na ministra spraw zagranicznych w przyszłym rządzie - Radosława Sikorskiego, ukazał się przed 1939 rokiem, jego zwieńczeniem byłby zapewne pojedynek obu panów.

Dzisiaj zamiast szabli wyciąga się jednak pozew do sądu. I tak prawdopodobnie zareaguje nazwany przez swego następcę zdrajcą były szef resortu obrony. Zwłaszcza że Szczygło powtórzył tę obelgę w kilku wywiadach, o jakie natychmiast zwróciły się do niego liczne stacje telewizyjne i radiowe.

Nic nie usprawiedliwia skandalicznego zachowania kończącego swą ministerialną karierę czołowego polityka Prawa i Sprawiedliwości. Wprawdzie sygnał do ataku na Sikorskiego przyszedł z samej góry, czyli od braci Kaczyńskich, a Szczygłę wsparli inni poważni przedstawiciele oddającej władzę partii, ale właśnie ministrowi obrony narodowej pewne sformułowania nie przystoją bardziej, niż komuś innemu.

Owszem, Sikorski też ma na sumieniu słowa, których akurat jemu nie wypadało wypowiadać, nawet w ferworze kampanii wyborczej. Polityk, który całkiem świeżo zmienił partyjne barwy, a wcześniej stał na czele MON, nie powinien określać swoich niedawnych kolegów z rządu mianem watahy, którą trzeba dorżnąć.

Tak samo niestosownie (o czym pisałem już w portalu poland.us) brzmiały barwne określenia politycznych przeciwników, którymi chętnie i na okrągło popisywał się przed wyborami były ambasador Rzeczypospolitej i minister spraw zagranicznych w jej rządzie, Władysław Bartoszewski. Z ust pretendującego do roli moralnego autorytetu Polaków i apelującego do polityków o przyzwoitość czcigodnego starca nie powinny padać słowa, które wcale nie są - jak mu się najwidoczniej wydaje - szalenie dowcipne, lecz jednoznacznie obelżywe, by przywołać tylko dwa: dewiantów psychicznych i dyplomatołków.

Skoro nestor polskiej polityki zachowuje się w tak grubiański sposób, a premier Jarosław Kaczyński też nie szczędzi nazbyt mocnych słów w publicznym dyskursie, wywiad Szczygły o Sikorskim można by uznać za typową dla polskich sporów AD 2007 wymianą zdań. Czymże bowiem gorszym od wymyślnych określeń używanych przez Bartoszewskiego jest passus o Tusku, którego szef MON nazywa cukierkiem obtoczonym w truciźnie?

Gdyby takie epitety wyrzucał z siebie sfrustrowany, ale nie pełniący akurat tej funkcji ministerialnej polityk przegranej partii, można byłoby przyjąć to za kolejny, smutny przejaw dziczenia publicznych obyczajów. Skoro zarzutem zdrady i braku honoru szermuje jednak minister obrony narodowej wobec swojego również nie przebierającego w słowach poprzednika, na szwank narażona jest powaga pełnionego przez nich urzędu.

Stojąc na czele wojska, trzeba wystrzegać się takich słów i zachowań, jakich przełożony nie tolerowałby u swoich podwładnych. Nawiązująca do świetnych tradycji I i II Rzeczypospolitej polska armia od 18 lat mozolnie, ale systematycznie odbudowuje imponderabilia, na jakich winien opierać się oficerski i żołnierski etos. Honor jest zaś kluczowym pojęciem w tej sferze.

Co mają myśleć strzegący go na co dzień oficerowie, widząc jak łatwo szasta nim jego przełożony? Czym wytłumaczą swoim żołnierzom eskalację nienawiści najwyższych przełożonych? Jak mają efektywnie prowadzić pracę wychowawczą z poborowymi, skoro tak skutecznie przeszkadzają im w niej politycy, z których ust nie schodzą jednocześnie najpiękniejsze słowa?

Szkoda, że minister Szczygło zapomniał, udzielając "Polsce" wywiadu, iż jest nie tylko zdyscyplinowanym członkiem swojej partii, ale także zwierzchnikiem ludzi, którzy gotowi są narażać życie w obronie tych ideałów, które tak łatwo mieszają z błotem politycy.

Jerzy Bukowski