KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 listopada, 2024   I   01:41:04 AM EST   I   Jakuba, Stefana, Romy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Studenckie oceny

19 października, 2007

Czy studenci powinni oceniać swoich profesorów i pobierać za to wynagrodzenie? O ile na pierwszą część tego pytania polskie uczelnie wyższe dawno już udzieliły pozytywnej odpowiedzi, o tyle druga budzi wielkie emocje. Nikt nie neguje potrzeby wzięcia pod uwagę przez zastanawiającego się nad dalszym zatrudnieniem pracownika naukowego rektora opinii, jaką cieszy się on wśród studentów. Taki system ocen przywędrował do nas z Zachodu już z początkiem lat 90. ubiegłego wieku i doskonale się sprawdza.

Kontrowersje budzi natomiast motywowanie studentów poprzez wypłacanie im całkiem sporych (w stosunku do stypendiów) kwot za chodzenie z kwestionariuszami na wykłady, seminaria i ćwiczenia. Niektóre krakowskie wyższe szkoły ogłosiły swoisty casting na chętnych do zbierania opinii o kadrze naukowej.
   
Część środowiska akademickiego jest oburzona, uważając że ankiety powinni roznosić na zajęcia, dawać do wypełniania ich uczestnikom i przekazywać później do dziekanatów bądź rektoratów pracownicy administracyjni lub przedstawiciele samorządu studenckiego. Nie ma potrzeby, aby wydawać pieniądze na ten cel, zwłaszcza że powszechnie wiadomo, iż państwowe uczelnie liczą się z każdym groszem.
   
Sam byłem wielokrotnie oceniany w takich właśnie aninomowych badaniach (muszę pochwalić się użytkownikom portalu poland.us, że wypadałem w nich bardzo dobrze) jako wykładowca filozofii w Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Z ankietami przychodzili zawsze pracownicy Studium Psychologii i Pedagogiki, któremu rektor zlecił przeprowadzenie tych badań.
   
Raz stanąłem natomiast po drugiej stronie, ponieważ poproszono naszą katedrę o pomoc. Zanosząc wypełnione formularze do Studium zerkałem w nie i muszę przyznać, że niekiedy zimny pot spływał mi po plecach, kiedy czytałem nie tylko stanardowe oceny w skali 0-10 poszczególnych pracowników UE (wówczas jeszcze AE), ale także dopiski w dziale "dodatkowe uwagi".
   
Były one często wprost zabójcze dla niektórych z nich i - co charakterystyczne - wszystkie grupy były raczej zgodne w swej ocenie poszczególnych profesorów, doktorów, magistrów. Pojawiały się tam informacje o regularnym nieprzychodzeniu na zajęcia, pogardliwym, a nawet chamskim traktowaniu studentów, słabym przygotowaniu merytorycznym i dydaktycznym.
   
Jaki był efekt? Okazało się, że z paroma najbardziej negatywnie ocenionymi pracownikami uczelnia rozstała się w dość nagłym trybie, z innymi przeprowadzono rozmowy dyscyplinujące. Nie wiem, czy zmienili swój stosunek do wypełniania  zawodowych obowiązków, ale ponieważ widuję ich nadal na korytarzach oraz w stołówce, wnioskuję iż wyciągnęli właściwe wnioski i zaczęli jednak inaczej, czyli lepiej traktować studentów, a także przygotowywać się do zajęć.
   
Dobrze byłoby, gdyby ten system ocen wykładowców zadomowił się w naszych uczelniach i zaczął przynosić takie same konsekwencje personalne, jak w wyższych szkołach zachodniej Europy, a szczególnie USA, gdzie dwukrotnie negatywnie zaopiniowany przez studentów pracownik dydaktyczny musi szukać nowej pracy.

z Polski dla Amerykańskiego Portalu Polaków
Jerzy Bukowski