KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 listopada, 2024   I   03:02:28 AM EST   I   Jakuba, Stefana, Romy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Iwaszkiewicz od przodu i od tyłu

11 października, 2007

Oj, trzeba będzie chyba dokonać pewnych rewizji w ocenie polskiej literatury XX wieku. Wiadomo bowiem, że na twórczość wielu pisarzy przemożny wpływ miały kluczowe momenty ich biografii. A te nie zawsze są tak powszechnie znane, jak ich dzieła; często ujawnia się je dopiero po latach, zwłaszcza jeśli należą do gatunku wstydliwych.

Taką bombą z opóźnionym zapłonem może być "Dziennik" Jarosława Iwaszkiewicza, który ukaże się w najbliższych dniach w formie książkowej. Jego fragmenty opublikowała przed paroma dniami "Rzeczpospolita", opatrując je komentarzem córki wieloletniego prezesa Zarządu Głównego Związki Literatów Polskich, Marii.
   
O tym, że autor "Panien z Wilka" należał do całkiem sporej wśród artystów braci "kochających inaczej" wiedzą wszyscy, którzy bliżej interesowali się jego życiorysem. Była to jednak jego prywatna sprawa i można skwitować ją anegdotą ze sławnej serii pytań do Radia Erewań i udzielanych przez nie odpowiedzi: "Czy to prawda, że Piotr Ilicz Czajkowski był homoseksualistą? Tak, to prawda, ale nie za to go cenimy".
   
Iwaszkiewicz również przeszedł do historii polskiej prozy i poezji z całkiem innych przyczyn, chociaż jego seksualne upodobania były dosyć znane już wkrótce po debiucie. W dwudziestoleciu międzywojennym popularne było powiedzenie Alfreda Łaszowskiego, iż do rodzimej literatury można wejść przez Zofię Nałkowską od przodu, a przez Jarosława Iwaszkiewicza od tyłu.
   
Czy tylko od tyłu? Przywołując tytuł wspaniałej książki Karola Zbyszewskiego "Niemcewicz od przodu i tyłu", przechodzę do stosownego zapisu z "Dziennika" autora "Brzeziny", noszącego datę 10 stycznia 1955 roku:
   
"Każda epoka ma swój styl, nawet w drobiazgach i w innej epoce nie można pewnych rzeczy realizować. Mogłem w maju 1936 roku chędożyć Czesia Miłosza w mickiewiczowskiej celi Konrada u bazylianów w Wilnie. Była cudowna noc z księżycem i słowikami. Rzecz nie do pomyślenia w roku 1824 ani 1954."
   
Przeprowadzający wywiad z Marią Iwaszkiewicz dziennikarz "Rzeczypospolitej" poprosił ją o komentarz w tej sprawie. Oto on:
"Sądzę, że była to jednorazowa wpadka. W każdym razie miłosny związek nie był kontynuowany."

Czytam to i oczom nie wierzę. Iwaszkiewicz chędożący Miłosza (a więc jako aktywny partner, czyli w pozycji od tyłu) w świętym miejscu polskiej literatury! Brzmi to niewiarygodnie i obrazoburczo, ale skoro córka prezesa ZG ZLP nie rozdziera szat, nie oburza się, nie mówi, że to nikczemna plotka oraz podłe pomówienie, trzeba przyjąć, iż jest to prawda.

Jakież pole do popisu będą mieli teraz wnikliwi badacze twórczości Miłosza. Czy jego ucieczka na Zachód nie miała przypadkiem - oprócz politycznego - również erotycznego podłoża? Może autor "Umysłu zniewolonego" bał się, że nie zdoła powstrzymać chuci dawnego kochanka, odgrywającego przemożną rolę w literackich strukturach Polski Ludowej i mogącego zniewolić go nie tylko intelektualnie?
   
Być może w całkiem nowym świetle trzeba też będzie rozpatrywać genezę słynnego wiersza "Który skrzywdziłeś człowieka prostego..." z jego sugestywnym zakończeniem: "poeta pamięta, możesz go zabić, narodzi się nowy, spisane będą czyny i rozmowy". No i proszę bardzo, jest niezwykle konkretny zapis nie tyle rozmów (choć były one niewątpliwie intrygujące, zważywszy na okoliczności, w jakich się toczyły), co czynów, tyle że ze strony chędożącego, a nie chędożonego.
   
Zastanawiam się, jak zareagują na zapis z 10 maja 1955 roku członkowie społecznego komitetu, głośno protestującego po śmierci "Ziemi Ulro" przeciw pochowaniu go na Skałce. Czy zaczną się domagać usunięcia stamtąd zwłok niegodnego świętego miejsca poety-rozpustnika, czy też uznają go za niewinną ofiarę seksualnego rozpasania jurnego partnera?
   
Jakże interesujące pole nowych biograficzno-filologicznych dociekań otwiera się teraz przed specjalistami od twórczości Miłosza i Iwaszkiewicza! A w dodatku trzeba będzie uzupełnić bogatą historię wileńskiej celi Konrada, istotnie wzbogacając jej wyłącznie martyrologiczny i literacki do tej pory wymiar.
   
Ile takich tajemnic skrywają jeszcze nie opublikowane do dzisiaj dzienniki wielkich twórców? Ile skrzętnie ukrywanych przez dziesięciolecia przed wrażliwymi czytelnikami obyczajowych sensacji ujrzy w bliższej lub dalszej przyszłości światło druku, a ile na zawsze pozostanie zakryte, nie pozwalając nigdy dotrzeć do prawdziwej genezy szeregu utworów z literackiego kanonu?

Jerzy Bukowski
(Magazyn Centrum)