KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 listopada, 2024   I   01:38:16 AM EST   I   Jakuba, Stefana, Romy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Dreszcze pod Ścianą Płaczu

08 października, 2007

Co powinno wywrzeć największe wrażenie na chrześcijaninie, odwiedzającym Jerozolimę? Oczywiście Droga Krzyżowa oraz szereg innych miejsc, związanych z Jezusem, na których skupiają się wszystkie wycieczki oraz pielgrzymki z krajów, w których nauki Mistrza z Nazaretu wyznaczają przebieg historii i rozwój kultury.

Ale święte miasto trzech najważniejszych religii monoteistycznych potrafi zaskoczyć, zmuszając do przeżyć i refleksji daleko wykraczających poza własną wiarę. Nie wiem, jak patrzą na chrześcijańską Ziemię Świętą i na przybywających na nią wyznawców Chrystusa muzułmanie oraz żydzi, ale mnie zafascynowało właśnie zderzenie tych dwóch jakże odmiennych od naszego pod względem doktrynalnym i rytualnym, a jednocześnie trochę podobnych do siebie wyznań.
   
Tak się bowiem złożyło, że byłem w Jerozolimie w dzień szabatu i zarazem początku ramadanu. Kiedy spoglądałem ze wzgórza Syjonu na Ścianę Płaczu, za którą rozpościera się dziedziniec meczetów Al Aksy i Skały, pomyślałem sobie, że gdyby ten gruby mur nagle runął,  niechybnie wybuchłaby III wojna światowa.
   
Z obu stron kłębił się tłum ludzi owładniętych religijną pasją, przy której to, co nazywamy katolickim fanatyzmem, wydaje się być szczytem łagodności. Proporcjonalnie w stosunku do ogólnej liczby wyznawców Jehowy i Allacha, tych pierwszych było znacznie mniej, ale zachowywali się  zdecydowanie bardziej dynamicznie, aczkolwiek nie agresywnie.
   
Niestety, z bliska mogłem przyjrzeć się jedynie przedstawicielom religii mojżeszowej, ponieważ na dziedziniec przed meczetami mogą wejść wyłącznie wierni uczniowie Mahometa. Trudno jest mi więc porównać stopień zaangażowania w modlitewne obrzędy jednych i drugich. To, co zobaczyłem po żydowskiej stronie pozostałości Drugiej Świątyni wstrząsnęło mną jednak wystarczająco mocno.
   
Wiedziałem, że starozakonni oddają cześć Bogu indywidualnie, poruszając się przy tym w różnych rytmach; stąd wzięło się przecież popularne powiedzenie: "kiwać się, jak żyd przy modlitwie". Nie przypuszczałem natomiast, że czynią to aż w takim zapamiętaniu i uniesieniu. Najciekawsze sceny rozgrywały się w przylegającej do Ściany Płaczu bibliotece.
   
Przez kilkanaście minut patrzyłem na szczelnie wypełniający ją tłum rozmodlonych żydów z całego świata. Obawiałem się nawet, że któryś z nich może w jakiś sposób wyrazić swoje niezadowolenie z powodu bacznej obserwacji jego religijnej żarliwości przez człowieka, którego strój i bierne zachowanie wyraźnie wskazywały na przynależność do innego kręgu kulturowego. Starałem się więc być dyskretny, niemal niezauważalny, a już na pewno nie okazywać zdumienia tym, co widziałem. Nie zauważali oni jednak niczego wokół siebie, a jedyne momenty, w których wybijali się z modlitewnego transu następowały przy dość częstym wynoszeniu i chowaniu Tory. Każdy, obok którego była ona przenoszona, starał się ją dotknąć lub ucałować. I nie było to bynajmniej zdawkowe oddanie szacunku świętej księdze, ale całe misterium hołdownicze.
   
Podobnie zachowywali się wobec kilku obecnych w bibliotece rabinów. Podejmowali  na krótszą lub dłuższą chwilę śpiewaną, czy raczej zawodzoną przez nich melodię i starali się koniecznie pocałować ich w ramię. Niekiedy powstawał z tego powodu spory tumult, a stojący najbliżej rabina żydzi starali się w miarę łagodnie ochronić go przed nadmiarem okazywanej mu czci.
   
Identyczna atmosfera rozmodlenia panowała po żeńskiej stronie Ściany Płaczu. Kobiety „specjalizowały się” jednak (jak mi potem opowiedziały uczestniczki naszej wycieczki) głównie w czynności, od której resztki muru wzięły swą nazwę. W ich zachowaniu przeważała rozpacz z powodu zburzenia świątyni, głośno oznajmiana światu, aczkolwiek było ich znacznie mnie niż mężczyzn.
   
Całości obrazu dopełniał wizerunek izraelskich żołnierzy obojga płci, którzy przechadzali się po terenie przylegającym do świętego dla żydów miejsca z przewieszonymi przez ramiona pistoletami maszynowymi. Również na ich twarzach malowało się jednak religijne skupienie, chociaż bacznie obserwowali powierzony ich opiece teren.
   
Odchodziłem spod Ściany Płaczu lekko oszołomiony. Uczestniczyłem swym życiu w wielu chrześcijańskich ceremoniach, często bardzo podniosłych i emocjonalnie wciągających, ale muszę przyznać, że to, co tam zobaczyłem zrobiło na mnie ogromne i niezapomniane wrażenie. A kiedy wychodząc poza mur okalający starożytne centrum Jerozolimy wpadłem w nie kończącą się rzekę muzułmanów, wlewającą się na dziedziniec dwóch sąsiadujących z żydowskim sanktuarium o kilka metrów meczetów, przeszedł mnie dreszcz.

Jerzy Bukowski
(Magazyn Centrum)