KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 19 kwietnia, 2024   I   10:27:38 PM EST   I   Alfa, Leonii, Tytusa
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Zmiennicy

06 października, 2007

Polityków nie trzeba kochać. Mało tego, nie trzeba ich nawet szanować. Bo jak tu szanować kogoś, kto dla doraźnych korzyści (najpierw finansowych, potem politycznych) zmienia klub partyjny, przekonania, porzuca kolegów i przyjaciół i przenosi się do innej partii. Zawsze opozycyjnej, nieprzyjaznej wobec dotychczasowej partii zbiega. Przykład pierwszy z brzegu.

Były minister obrony Sikorski, człowiek skadinąd układny i inteligentny, ni stąd ni zowąd zmienia partyjne barwy przed wyborami  po to, by z wrogiej mu dotychczas partii starać się o poselski mandat. Na dodatek, opluwa swoich dotychczasowych kolegów partyjnych, zapowiada "porażające" fakty i dowody na zbrodniczą działalność PiS, którego był do niedawna prominentnym członkiem. Nawiasem mówiąc słowa, które w ostatnich czasach zrobiły wielką karierę, to "porażające" i "wstrząsające". Takimi miały być jakieś dyrdymały, jakie opowiadał raz i drugi Lepper w telewizorze, podobnie było z Kaczmarkiem, a jego zeznania, jako porażajace miały zniszczyć PiS. Tak samo było z Giertychem, nie inaczej nieco wcześniej z Begerową i stoma innymi tzw. politykami. Wracam do Sikorskiego. Przed paroma miesiącami premier podziękował mu za dotychczasową pracę, znalazł bowiem w jego działalności w ministerstwie obrony niedokładności, które wykluczały go z kierownictwa resortu. Usiłował m.in. wprowadzić do ministerstwa wysokich oficerów, którzy byli wcześniej powiązani z GRU i KGB; jego decyzje w sprawie udziału polskich sił w Iraku i w Afganistanie były zprzeczne z polską polityką zagraniczną i stąd dymisja. No i teraz po upływie paru miesięcy, Radosław postanowił się zemścić. Na swojej dawnej partii i jej szefie. I zapowiada "porażające" dowody. Jarosław Kaczyński może jednak spać spokojnie, nie pierwszy to przypadek, kiedy jego polityczni oponenci zapowiadają koniec świata i wieszczą całej partii porażkę, w tym także wyborczą. Te wszystkie leppery, giertychy i kaczmarki warte są tyle, co ich przekonania polityczne i słowa o honorze i dobru kraju.  Polska tyle ich obchodzi, co zagraniczna polityka Zanzibaru.
  
Powiem jeszcze w paru słowach o zmianach partyjnych szeregów. To chyba Wańkowicz powiedział, że tylko krowa nie zmienia przekonań (według mnie także koń i wieprzek), nikt siłą nikogo do partii nie ciągnie, ani w niej nie zatrzymuje. Jeżeli ktoś zmienia swoje barwy, bo nie podoba mu się aktualna polityka partii i jej linia programowa, to bardzo proszę, droga wolna. Jeżeli jednak, a tak czyni sto procent naszych "polityków", przechodzi do innego klubu, bo tam obiecują złote góry i mandat poselski (a to są niezłe pieniadze), to jest się zwyczajnym szmondakiem (tak w menelskich środowiskach określano kiedyś faceta bez honoru, ambicji, złodzieja bez manier i w ogóle zero) i politycznym renegatem. W PiS wcześniej uczynili tak Jurek, Mężydło, odszedł Borusewicz do Platformy, bo tam ma mieć znowu swoje dni, zaś w PiS Jarosław odebrał mu ewentualne przyszłe marszałkostwo senatu, tam ma przyjść Romaszewski. Tak wygląda patriotyzm i honor polskiego parlamentarzysty.
  
Honor Millera, prominentnego polskiego komunisty, wyraził się w przystąpieniu do partii lepperowskiej, bo ten człowiek związałby się nawet z belzebubem i stalinem, aby tylko trwać w polityce. Miller, to przede wszystkim stary pzpr-owski elektorat, ludzie, którzy jak powiedział Ludwik Dorn, bili pałą i kopali w nery. Natomiast Nelly Rokitowa w PiS, to raczej ciekawostka i wypadek przy pracy, niźli wielka polityka. Nelly, to po części Niemka i Rosjanka.
  
To stąd bierze się tak niska społeczna pozycja naszego parlamentu, jego nie dostosowanie do rzeczywistości, z tego wynikają niedopracowane ustawy, osobista i polityczna pozycja niejednego z "wybrańców narodu". Jeżeli takim wybrańcem mają być panie Hojarska i Begerowa, Błochowiakowa i Senyszyn, panowie Kalisz, Giertych, Lepper czy Niesiołowski, to chyba istotnie lepiej nie iść do urny. Oczywiście to nie jest tak, bo wybory są zbyt ważną sprawą, aby oddawać je w ręce takich właśnie ludzi, o których tu mowa. Zostając w domu i nie biorąc udziału w wyborach, to tak jakbyśmy oddawali głos na na opozycję i ludzi nam nieżyczliwych.

(zr) Magazyn Centrum