KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 marca, 2024   I   04:20:40 PM EST   I   Anieli, Kasrota, Soni
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Pozostaną po nas tylko guziki

06 października, 2007

Ostatnia scena jest najbardziej wstrząsająca i jednocześnie najbardziej chyba filmowa: rozstrzelanie polskich oficerów. Wyciągano ich z piwnicy, stawiano nad rowem. I strzał w tył głowy. Potem potężny spychacz ściągał bruzdy ziemi i przysypywano nimi ciała zabitych. Tak zabito rotmistrza i jego wszystkich kolegów, podobny los spotkał generała. Nie wiem, czy to był Bohatyrewicz czy Smorawiński, oni wszyscy szli na śmierć spokojnie i godnie. Choć gdy chwilę wcześniej wołanych po nazwisku wywożono z obozu w niewiadomym kierunku, wielu z nich spodziewało się, że jadą do domu. Do Polski. Dla sowietów było najzupełniej obojętne, czy strzelają do lekarza, który został powołany do wojska z rezerwy, czy do kapelana wojskowego, który wcześniej potajemnie wręczył komuś krzyżyk różańcowy. Czy to był podporucznik dwudziestoparoletni, czy generał w wieku dojrzałym. Był rozkaz: ZABIĆ. Zabijano więc z zimną krwią z pistoletu w tył głowy, wcześniej wiązano ręce z tyłu i jednocześnie skrępowano głowę. A aby śmierć była pewna, bojec wchodził do rowu i już uśmierconych przebijał bagnetem. To nie człowiek człowiekowi zgotował taki los. To sowiet taki tak los zgotował Polakowi

"Katyń", ostatni film Andrzeja Wajdy jeszcze przed wejściem na ekran, obrósł legendą. Bo też legendą polską stała się śmierć oficerów w Katyniu. I chyba w historii świata niewiele było takich przypadków, aby w tak bezpardonowy i okrutny sposób zabijać ludzi niewinnych, w tym przypadku wojskowych, którzy w tej wojnie nie oddali nawet jednego strzału w stronę sowieckiego wojska. Stalin podpisując dokument i wydając na Polaków wyrok śmierci, pozbywał się jednego ze swoich kompleksów: hańby i wstydu za rok dwudziesty i klęskę pod Warszawą. Ale o ile byłoby to może wytłumaczalne za czasów Dżyngis Chana, o tyle trudno było uwierzyć w takie okrucieństwo w świecie, jakby nie było, cywilizowanym i przestrzegającym ludzkich praw. W obozie Jerzy mówi do Andrzeja, że sowieci nie podpisali konwencji genewskiej i stąd los jeńców może być trudny. W komuniźmie akurat człowiek liczył się najmniej i był to system nieludzki, porównywalny do średniowiecznych oprawców.
  
Film zaczyna się sceną, kiedy tłum uciekinierów przed wojskiem niemieckim przeprawia się przez most na wschód.  Stamtąd zaś uciekają pojedynczy cywile krzycząc, że sowieci zaatakowali dziś Polskę i trzeba wracać na zachód.  Bo z dwojga złego, trzeba było wybierać również morderców, z tym że bardziej cywilizowanych.
  
Wajda zbrodnię katyńską przedstawił w aspekcie rodzin jenieckich, które do samego końca, jeszcze w późnych latach czterdziestych oczekują na swoich synów, ojców, mężów, braci. Mało kto w okupowanej i krótko powojennej Polsce wierzył w sowiecką wersję katyńskich wydarzeń. Sowieci powoływali specjalne komisje, fabrykowali "dokumenty", które miały świadczyć, że to Niemcy dokonali zbrodni. Byli ukraińscy i sowieccy "świadkowie", którzy widzieli hitlerowskich żołnierzy strzelających do polskich jeńców. Niemcy jednak natychmiast po wkroczeniu na ukraińskie tereny w czterdziestym pierwszym i po odkopaniu pierwszego grobu, ściągnęli zagranicznych specjalistów, polskich lekarzy i z iście niemiecką pedanterią wykazali, kto jest rzeczywistym zbrodniarzem. Wajda swoim filmem pokazuje te sceny, co jest o tyle dziś ważne,  że pogrobowcy tamtych bojców i ówczesnych władców Kremla, ze Stalinem i Mołotowem na czele, usiłują wmówić światu, że choć Jelcyn jednoznacznie uznał sowiecką winę i wskazał sowietów jako bezpośednich mordeców, to jednak Rosjanie współcześni, dalecy są do przyznania się do katyńskiej zbrodni. I nie ma mowy o przeprosinach, choćby tylko wymuszonych na Putinie. Ten sowiecki enkawudysta i od zawsze wrogi Polsce aparatczyk, nie wypowie takich słów.
  
"Katyń", to bezsprzecznie wielki film. Demaskatorski i oskarżający. Realistyczny i sentymentalny jednocześnie. Wątek katyński przewija się także w powojennej Polsce komunistycznej, kiedy chłopak zapisujący się do klasy maturalnej, nie wykreśli z własnego życiorysu swego ojca, który z rąk bolszewików zginął w Katyniu. "Życiorys ma się tylko jeden", powie dyrektorce szkoły. Dziewczyna zaś nie ugnie się przed presją i zawiezie na cmentarz płytę z nazwiskiem porucznika, że zastrzelono go w Katyniu. Płyta oczywiście zostanie strzaskana. Byli w tamtej, powojennej Polsce okrutni ubowcy i bezwzględni oficerowie wojskowej Informacji. Oni zabili młodego chłopca, który w jakiś sposób związany z ofiarą katyńskiej zbrodni uciekał przed prześladowcami.
  
Gadzinówka niemiecka z okresu okupacji, "Goniec Krakowski" drukował wszystkie nazwiska polskich oficerów wymordowanych w Katyniu. Miałem w swojej rodzinie oficera, którego nazwisko zamieścił "Goniec". Tadeusz Mięsowicz był adiutantem ministra spraw wojskowych, Tadeusza Kasprzyckiego, kapitan podzielił los swoich kilku tysięcy kolegów. Był w moim domu na przełomie lat 40. i 50. egzemplarz gazety, a że były to lata największego terroru komunistycznego w Polsce, jeden z domowników pozbył się gazety, za którą można było dostać i dziesięć lat.
  
Nie wiem, czy film zostanie zrozumiany na Zachodzie. Obraz jest bardzo polski i pokazuje bardzo polskie postawy. Polski patriotyzm nie jest w świecie rozumiany. Tam mało kto uzna śmierć za ojczyznę jako akt bohaterski, zaś rozmowy o Polsce toczone przez oficerów w obozie będą dla zagranicznego odbiorcy kinowego mało czytelne.
  
"Pozostaną po nas tylko guziki" powie przewidująco jeden z oficerów do drugiego, choć tragicznego końca jeszcze nikt w obozie w pierwszym okresie nie przewidywał. Katyński guzik wojskowy, jeden spośród tysięcy odnalezionych w grobach, jest dziś symbolem zbrodni i nadziei jednocześnie.  Że Katyń już w żadnej formie się nigdy nie powtórzy. 

Zbigniew Ringer
(Magazyn Centrum)