Kombatanci z położonego w połowie drogi między Krakowem a Tarnowem Brzeska stanowczo domagają się usunięcia stojącego tam pomnika ku czci utrwalaczy władzy ludowej. Są oburzeni, że lokalny samorząd kolejnych kadencji nie poradził sobie jeszcze z tym problemem.
Takie przykłady można mnożyć, dotyczą one również nazw ulic, placów, mostów, instytucji; aż roi się na planach wielu miast od Gwardii i Armii Ludowej, Hanki Sawickiej, Janka Krasickiego, Zygmunta Berlinga. Apele stowarzyszeń patriotycznych - wspartych autorytetem i fachowymi opiniami Instytutu Pamięci Narodowej - o likwidację tych pomników i o zmiany nazw ulic, mostów, itp. pozostają przysłowiowym wołaniem na puszczy.
Niejeden raz pisałem już na tych łamach o potrzebie usunięcia reliktów komunistycznej przeszłości, z którymi z raczej mizernym skutkiem starają się walczyć liczne organizacje kombatanckie i niepodległościowe. Dlaczego podnoszę więc ten temat ponownie?
Ponieważ nie doczekaliśmy się w minionej kadencji parlamentu przyjęcia ustawy o usunięciu komunistycznych symboli z życia publicznego. Miała ona wejść pod obrady Sejmu podczas jego ostatniego posiedzenia, ale Prawo i Sprawiedliwość wycofało się z tego pomysłu, nie chcąc zaogniać trudnej sytuacji politycznej, w której najważniejsze było uzyskanie consensusu w sprawie samorozwiązania parlamentu.
Nie wiadomo, kiedy gotowy już projekt ustawy trafi pod obrady wysokiej izby, ale z pewnością nie stanie się to zaraz po wyborach. Proces dekomunizacji polskiej przestrzeni publicznej został wstrzymany, co niepokoi przywołanych na początku artykułu brzeskich kombatantów. Mieli oni nadzieję, że skoro rada ich miasta nie uporała się z podnoszonym przez nich problemem, to na mocy sejmowej ustawy do akcji wkroczy wojewoda i nakaże błyskawiczną rozbiórkę obrażającego pamięć polskich patriotów pomnika.
Podobnie zawiedzeni są weterani walk o niepodległą Rzeczpospolitą w wielu innych miastach, w których ciągle stoją wybudowane w czasach PRL monumenty, sławiące członków Polskiej Partii Robotniczej, milicjantów, funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa publicznego, żołnierzy wojsk wewnętrznych, itp. Spodziewali się oni, że najwyższa władza ustawodawcza definitywnie załatwi to, z czym nie mogły (nie chciały) poradzić sobie kompetentne w tej materii samorządy.
Teraz pozostaje im albo nadal energicznie i konsekwentnie naciskać na rady miast, by zrealizowały oczywiste - zdawałoby się - w niepodległym państwie postulaty, albo czekać na powrót nowego parlamentu do pozostawionego mu przez stary dziedzictwa.
Jeśli miałbym coś radzić wzburzonym kombatantom, to proponowałbym jednak nieustępliwość wobec lokalnych samorządów, szczególnie jeśli są one zdominowane przez patriotyczne ugrupowania polityczne. Nawet gdy w wybranym 21 października Sejmie wiodącą rolę będzie znowu odgrywać PiS, na powrót do omawiania projektu ustawy nakazującej usunąć sowieckie z ducha pomniki poczekamy dobrych kilka miesięcy. Jeżeli Polacy obdarzą zaś większym zaufaniem ugrupowania nieskore do przyjmowania dekomunizacyjnych i dezubekizacyjnych projektów, sprawa zostanie z pewnością odłożona na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Lepiej więc ruszać do boju z niechcianymi pomnikami i haniebnymi patronami ulic od razu, nie czekając na niepewną decyzję parlamentu. A nuż uda się osiągnąć zupełnie niespodziewany sukces w tym, czy w innym mieście?
Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE