W walce o głosy wyborców dozwolone są niemal wszystkie chwyty. Chcące uchodzić za poważne partie powinny jednak utrzymywać w niej pewien poziom, nawet w najbardziej gorących momentach kampanii. Niektóre zagrania po prostu im nie przystoją, bo znacznie obniżają ich prestiż.
To doprawdy niebywałe, żeby na serio czynić zarzut głowie państwa z powodu wybrania luksusowego hotelu na rezydencję podczas oficjalnej wizyty zagranicznej. Prezydent Lech Kaczyński pojechał przecież na sesję Organizacji Narodów Zjednoczonych, reprezentując tam Polskę, a nie Prawo i Sprawiedliwość.
PO często wyraża troskę o właściwą rangę naszego kraju w świecie, utyskując na aktualne władze, że nie potrafią godnie reprezentować majestatu Rzeczypospolitej. Ostatnio bardzo aktywnie wspiera je w tej materii Władysław Bartoszewski, nb. wychodząc z roli bezstronnego autorytetu, w której jest ustawiany głównie przez tę partię.
Może to właśnie były minister spraw zagranicznych i ambasador RP powinien przywołać swoich aktualnych przyjaciół politycznych do porządku i wyjaśnić im, że głowa państwa nie może oszczędzać w podróżach służbowych, latając tanimi liniami lotniczymi, żywiąc się kanapkami i herbatą z termosu oraz nocując w hostelach bądź schroniskach młodzieżowych? Ten, kto tak rozumie program taniego państwa, daje bowiem dowód, że jest - by użyć własnych słów Bartoszewskiego – frustratem, dewiantem politycznym i dyplomatołkiem.
Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE