KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   11:32:36 PM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Brud, smród i ubóstwo

01 września, 2007

Te słowa chyba najlepiej oddają wszystko, co dzieje się od kilka lat obok kładki nad ulicą Lubicz, w bezpośrednim sąsiedztwie dworca PKP i tymczasowego dworca PKS w Krakowie. Przyjeżdżający pociągami lub autobusami do europejskiej stolicy kultury turyści patrzą z przerażeniem na ten obraz nędzy i rozpaczy, zatykając nosy, zwłaszcza w upalne, letnie dni.

Cały ten teren opanowany został od dawna przez parudziesięcioosobową grupę nałogowych alkoholików, ludzi bezdomnych, cierpiących na widoczne kalectwa, nierzadko wykazujących  także oznaki chorób psychicznych. Leżą i siedzą obok rzeczonej kładki, na pobliskim przystanku MPK oraz na ławkach koło budynku poczty, kłócąc się, żebrając i popijając rozmaite "wynalazki". Spędzają tam całe dnie, w lecie również noce, bez najmniejszej żenady załatwiając potrzeby fizjologiczne na oczach zdumionych i przerażonych przechodniów, którzy patrzą z nieskrywanym obrzydzeniem na to horrendum, nie mogąc wyjść ze zdziwienia nad bezradnością służb porządkowych.
   
Bo też jest się czemu dziwić. Miejsce będące jedną z wizytówek miasta szczycącego się mianem papieskiego, królewskiego i stołecznego, powszechnie określanego jako kulturalna stolica Polski, nie potrafi poradzić sobie z kilkudziesięcioma nieszczęśnikami, z których większość powinna już od dawna znajdować się w szpitalach, domach opieki społecznej lub na kuracji antyalkoholowej.
   
O tym, że problem jest poważny nie tylko z powodów estetycznych i porządkowych świadczy sytuacja sprzed paru miesięcy, kiedy do jednego z mężczyzn przyjechała karetka Pogotowia Ratunkowego, wezwana przez przypadkowych przechodniów, którzy uznali, że jest on w stanie agonalnym. Lekarz i sanitariusz nie zdecydowali się jednak wziąć go ze sobą, głośno wyrażając - w pełni zresztą uzasadnioną  okolicznościami - obawę, iż zanieczyści karetkę. Podobnie reagują wzywani do  sporadycznie awanturujących się degeneratów (unikają oni konfliktowych sytuacji, mogących zagrozić ich statusowi) policjanci i strażnicy miejscy - wolą obchodzić ich z daleka.
   
Nie wiem, kto formalnie odpowiada w Krakowie za udzielanie pomocy osobom z marginesu społecznego, ale pozostawianie ich samym sobie nie jest dobrą koncepcją. I nie chodzi mi tylko o względy estetyczne, ale o elementarne zasady humanitarne, nakładające na władze samorządowe obowiązek dbania o tych. którzy nie umieją bądź nie chcą zadbać o własny los.

Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski