KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 8 maja, 2024   I   03:01:57 PM EST   I   Kornela, Lizy, Stanisława
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Bądźmy spolegliwi

20 lipca, 2007

Są słowa, których często używamy na co dzień, przypisując im jednak zupełnie inne znaczenie, niż one naprawdę posiadają. Mylą się zarówno osoby publiczne, jak i tzw. szarzy obywatele. Oto dwa bardzo ostatnio rozpowszechnione przykłady tego zjawiska.

Kiedy np. polityk lewicy nie chce przyznać, że jest ateistą (bo to nienajlepiej w Polsce brzmi), określa się dumnym mianem agnostyka, co nie ma żadnego sensu, bo ateizm oznacza niewiarę w Boga (bogów), a agnostycyzm to pogląd filozoficzny, wedle którego pewne dziedziny bytu są ze swej natury niepoznawalne. Gdy przeciętny Polak wplata zaś do swojego wywodu słowo "spolegliwy", wydaje mu się, że określa w ten sposób człowieka, którego łatwo jest nakłonić do zmiany zdania, wpłynąć na niego, podporządkować go sobie.
   
Ponieważ ten zapożyczony z gwary śląskiej przymiotnik stał się od pewnego czasu niezwykle popularny, trafiając tak do politycznych i kulturalnych salonów, jak i pod strzechy, warto wyjaśnić jego oryginalne znaczenie.
   
Znakomicie uczynił to w zwięzłych słowach Tadeusz Kotarbiński w "Medytacjach o życiu godziwym", pisząc: "spolegliwy - to tyle, co taki, na którego można liczyć". A rozwijając tę definicję dodał, że to opiekun słabszych, który "stanie twardo na placu w obliczu niebezpieczeństwa, broniąc tych, którzy są zdani na jego obronę, że takiemu nie zbraknie chęci, by pomóc innemu wydobyć się z klęski, że taki, skoro zapowiedział, że zrobi, co potrzeba, to dotrzyma zapowiedzi i zrobi, że taki nie ulegnie pokusom syreniego śpiewu i nie porzuci placówki ani domu dla doraźnych powabów, dla satysfakcji elementarnych, dla narkotyku..."
   
Człowiek spolegliwy jest więc całkowitym przeciwieństwem osobnika słabego, podatnego na cudze (zwłaszcza złe) wpływy, chętnie ulegającego roztaczanym przed nim przez różnych ludzi mirażom. Jako wychowawca winien być życzliwie usposobiony wobec swych podopiecznych, umiejętnie osłaniając ich przed nazbyt wielkimi niebezpieczeństwami, ale jednocześnie nie chowając pod przysłowiowym kloszem, lecz stopniowo wypuszczając na szerokie wody. To - by raz jeszcze zacytować Kotarbińskiego - "człowiek dobry, o dobrym sercu, wrażliwy na cudze potrzeby i skłonny do pomagania".
   
W postawie opiekuna spolegliwego ważną rolę odgrywają dyscyplina wewnętrzna, którą imponuje on swoim wychowankom oraz odwaga cywilna (Sokrates nazywał ją "arete", czyli dzielnością etyczną, filareci i harcerze cnotą), nakazująca śmiało bronić uznanej za słuszną sprawy, bez liczenia się z możliwymi przykrymi konsekwencjami. Nie sposób pominąć też prawdomówności, sprawiedliwości w ocenianiu podopiecznych i sporej energii w działaniu.
   
Zachodzę w głowę, skąd wzięło się to fatalne przekłamanie i dlaczego wielu rodaków z taką ochotą  używa dzisiaj pojęcia "spolegliwy" w odwrotnym do pierwotnego znaczeniu. Wynika to być może z chęci imponowania bogatym słownictwem w czasach, w których obserwujemy postępujący proces wulgaryzacji, zubażania i prymityzowania literackiej polszczyzny. Skoro chcemy jednak zabłysnąć w tłumie bądź na elitarnym przyjęciu językowym polotem, nie popełniajmy błędów, które narażają nas na śmieszność wśród wciąż jeszcze - mam nadzieję - sporej grupy osób, dbająych o to, by realizować Norwidowski postulat, czyli "odpowiednie dać rzeczy słowo".

Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski