KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Sobota, 20 kwietnia, 2024   I   12:54:44 AM EST   I   Agnieszki, Amalii, Czecha
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Dwaj sąsiedzi z Powązek

30 czerwca, 2007

Od trzech lat leżą obok siebie w alei zasłużonych cmentarza Powązkowskiego. Na ich grobach pełno jest kwiatów i zniczy, chociaż z pewnością nie kładą ich ci sami ludzie. Są sobie przeciwstawiani nawet po śmierci. Czy słusznie?

Ryszardowi Kuklińskiemu chodziło o zrzucenie przez Polskę sowieckiego jarzma i odzyskanie niepodległości, Jacek Kuroń walczył o socjalizm z ludzką twarzą, demokrację i prawa człowieka. Pamięć pierwszego z nich można nadal bezkarnie obrażać, nazywając go zdrajcą i poddając w wątpliwość patriotyczną motywację podjętej przezeń misji. Gdy takim samym słowem potraktować drugiego, do akcji wkraczają natychmiast jego liczni obrońcy i sąd.
   
Ocena obu wybitnych postaci z najnowszej historii Polski jest diametralnie różna. Kuroń stał się ikoną środowisk, które można umownie określić ideowymi spadkobiercami okrągłego stołu, o zaszczyty dla Kuklińskiego (Order Orła Białego i awans generalski) zabiegają te ugrupowania, które zawarte w 1989 roku porozumienie części opozycji z komunistami uważają za nazbty daleko posunięty kompromis.
   
Jest faktem, że Kuroniowi chodziło wyłącznie o głęboką reformę panującego w PRL ustroju i - podobnie jak Adam Michnik oraz wielu ich politycznych przyjaciół - nie wysuwał hasła walki o niepodległość. Nie było to jednak wcale przejawem jego taktycznej mądrości, ale takiego sposobu myślenia, w którym pojęcie suwerenności państwowej nie odgrywało zbyt wielkiej roli. Tych, którzy ośmielali się głosić program odrzucenia Jałty zamiast rewizji komunizmu, traktował jako ludzi niepoważnych, utrudniających zawarcie kompromisu partyjnych liberałów z konstrukcyjną opozycją.
   
Pułkownik Kukliński rozpoczął współpracę z Amerykanami będąc pewnym, że jest to - w jego przypadku - wkroczenie na prostą drogę do niepodległości. Znając od podszewki sowiecką machinę wojenną doskonale zdawał sobie bowiem sprawę, że wszelkie połowiczne metody postępowania są może i cenne, ale nie doprowadzą do zwycięstwa, którym może być tylko i wyłącznie wyrwanie Polski spod władania Kremla.
   
Po 1989 roku środowisko Kuronia uczyniło wiele, aby przedstawić się opinii publicznej w roli jedynie odpowiedzialnych za losy ojczyzny ludzi, uwzględniających geopolityczny kontekst i preferujących długi marsz ku lepszej przyszłości. Wszystkich, którzy zarzucali im wówczas nadmierną ostrożność i kunktatorstwo traktowali jako oszołomów, szkodzących racji stanu. Mając w rękach dysponującą ogromną siłą rażenia "Gazetę Wyborczą" i szereg nowych tytułów prasowych, a także państwowe oraz komercyjne stacje telewizyjne i rozgłośnie radiowe, mogli dowolnie manipulować interpretacją historii minionego półwiecza.
   
Nie ma się więc co dziwić, że ludzie pokroju Kuklińskiego uważani byli przez nich za przynajmniej kontrowersyjnych, jeśli nie podejrzanych o niecne (w najlepszym wypadku niejasne) motywacje swoich działań. Chcąc zmonopolizować zasługę powstania III Rzeczypospolitej, pozwalali obrzucać błotem tych, którzy mieli odwagę wystąpić przeciw komunizmowi z otwartą przyłbicą, nie bawiąc się w żadne półśrodki.
   
Ta tendencja przetrwała do dzisiaj, czego wymownym przykładem jest prawna ochrona dobrego imienia Jacka Kuronia przy jednoczesnym pozwoleniu na zniesławianie Ryszarda Kuklińskiego. Dwaj sąsiedzi z Powązek stali się symbolami dwóch skrajnych ocen PRL, bo też wybrali całkowicie odmienne drogi życiowe. Okazuje się jednak, że ten, który rzucił odważne wyzwanie imperium zła może być dalej bezkarnie nazywany zdrajcą, a ostrożny reformator ustroju otoczony jest powszechnym szacunkiem.
   
Trochę dziwna ta nasza IV Rzeczpospolita.

Z Krakowa dla www.Poland.US
Jerzy Bukowski