KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   09:44:03 PM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

To był osiemnasty dzień maja

23 maja, 2007

To bardzo polski miesiąc. I miesiąc ważny także dla świata. Trzeci maja, osiemnasty maja i cały miesiąc maryjny. 18 maja 1920 roku urodził się w Wadowicach w Małopolsce Karol Wojtyła, przyszły biskup, metropolita krakowski, następnie kardynał. A od 17 października 1978 roku papież Jan Paweł II. Człowiek, który odmienił papiestwo, przybliżył Kościół narodom, ewnagelizował świat. I kiedy zmarł przed dwoma laty, pozostawił po sobie nie tylko wielką spuściznę, ale także szczery żal i wielki smutek całej ludzkości, bez względu na religię czy zapatrywania polityczne. Jan Paweł II był jednym z tych, którzy bez rozlewu krwi obalili komunizm i przywrócili znacznej części świata wolność. W tym dziele miał Jan Paweł II za partnerów prezydenta Reagana i Lecha Wałęsę, niektórzy do tej trójki dodają także Gorbaczowa.

Kiedy na prywatnej audiencji przed laty w Watykanie Jan Paweł II przyjął znaną polską himalaistkę Wandę Rutkiewicz (podarowała ona Ojcu Świętemu kamień ze szczytu najwyższej góry świata, Mount Everestu), papież powiedział do niej: pani Wando, jakie to zrządzenie Opatrzności, że oboje w jednym dniu zaszliśmy tak wysoko. Tu trzeba dodać, że Wanda Rutkiewicz zdobyła Mount Everest w dniu wyboru Karola Wojtyły na papieża.
  
To jeden ważny dla Polski i świata dzień. Kolejny,  także osiemnasty maja, to zdobycie przez polski korpus wzgórza Monte Cassino, niezwykle mocno ufortyfikowanej twierdzy niemieckiej, która szczelnie zamykała aliantom drogę do Rzymu.
  
Jest lipiec 1943 roku. Wojska alianckie (siły angielskie i amerykańskie) lądują na Sycylii; upada rząd Mussoliniego, obalony zostaje faszyzm. Niemcy zaczynają okupację Włoch. Zamknięta jest droga do stolicy kraju, hitlerowcy okopali się mocno w najwęższym miejscu w tym rejonie i bronią wejścia sił sprzymierzonych na północ Włoch. Klasztor benedyktyński na Monte Cassino (niewiele ponad 500 metrów wysokości) szturmowały kolejno wojska amerykańskie i francuskie, następnie korpus nowozelandzki i hinduski. Wszystkie te natarcia, choć uzyskano pewne sukcesy, nie przyniosły ostatecznego zwycięstwa. Klasztor, mimo że zrujnowany, był silnie broniony przez doborowe oddziały niemieckie.
 
I tu zaczyna się polski udział we włoskiej batalii. Dowódca 8 Armii brytyjskiej generał Leese powiedział, że zadanie stojące przed Polakami będzie przerażające i dodał, że ze względu na jego trudność, dowódca polskiego 2. Korpusu, może go nie przyjąć. Anders po długim namyśle wyraził zgodę, między innymi po to, aby dać odpór propagandzie niemieckiej i sowieckiej, która twierdziła, że Polacy nie potrafią skutecznie walczyć. "..I poszli szaleni zażarci, i poszli zabijać i mścić, i poszli jak zawsze uparci, za wolność, za Polskę się bić... Czerwone maki na Monte Cassino, zamiast rosy piły polską krew..."
  
Pas natarcia 2 Korpusu był obsadzony przez elitarne jednostki niemieckie (około 20 tysięcy żołnierzy, w tym 16 tysięcy spadochroniarzy), a na trasie znajdowały się w stronę klasztoru silne górskie fortyfikacje. Bardzo ciężki był transport amunicji do polskich pozycji, w dużej mierze przenosili ją nasi żołnierze na własnych plecach. Przygotowanie artyleryjskie rozpoczęło się 11 maja 1944 roku, po nim uderzały w stronę wzgórza oddziały Kresowej Dywizji Piechoty, Wileńskiej Brygady Piechoty, ale dopiero drugi batalion Strzelców Karpackich opanował ważne strategicznie wzgórze. I tak trwały walki do 18 maja. Pisał o nich Wańkowicz, że odwaga Polaków była imponująca.  – „A kiedy padł dowódca, najbliższy jemu rangą żołnierz dawał komendę, "...aby było wiadome, że jest, kto dowodzi, że atak trwa..."
  
Były w sumie dwa polskie natarcia, w drugim zdobyto najważniejsze punkty oporu, a rozkaz dowódcy 3 Dywizji Strzelców Karpackich, generała Bronisława Ducha nakazał jak najszybsze zdobycie resztek klasztoru. Pośpiech był wskazany, bo z drugiej strony wzgórza nacierali, o ile jednak bezpieczniejszą drogą, Brytyjczycy i chodzilo o to, by to Polacy, faktyczni zwycięzcy i zdobywcy Monte Cassino zatknęli sztandar na ruinach klasztoru. Był to amarantowo-granatowy proporczyk 12 Pułku Ułanów Podolskich. Nieco później, kolejny polski oddział zawiesił flagę biało-czerwoną. Droga na Rzym stała otworem.
  
Zdobycie Monte Cassino przez Polaków zostało wysoko ocenione przez aliantów, depeszę gratulacyjną przesłał między innymi król Jerzy VI.
   
W drugiej światowej Polacy zapisali piekną kartę, walcząc w siłach alianckich. Nie sposób wymienić wszystkich polskich czynów. Przypomnijmy jednak rozstrzygający udział polskich pilotów w Bitwie o Anglię, zwycięski marsz brygady pancernej generała Maczka przez pół Europy (do dziś generał i jego wojsko uznawani są niemalże za bohaterów narodowych Holandii, bo między innymi ten kraj wyzwalali z hitlerowskiej okupacji); znany jest udział spadochroniarzy generała Sosabowskiego w bitwie pod Arnhem (słynne "o jeden most za daleko”), gdzie niefrasobliwość brytyjskiego marszałka Montgomery\'ego zaprzepaściła szanse na zwycięską bitwę. Poległo pod Arnhem wielu polskich spadochroniarzy. A po wojnie, jak po wojnie. Zapomina się o bohaterach, awanse dostają średniacy. Polskich żołnierzy nie zaproszono do zwycięskiej powojennej defilady, dawni alianci zapomnieli o tych, których odwaga i honor przyczyniły się do zwycięstwa w drugiej światowej.

(zr)
Magazyn "Centrum"