KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   09:35:23 PM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Dlaczego Wałęsa broni Jaruzelskiego?

23 kwietnia, 2007

Pozostając z należnym mu za historyczne zasługi szacunkiem dla Lecha Wałęsy nie mogę zgodzić się z jego opinią, iż sądzenie generała Wojciecha Jaruzelskiego za wprowadzenie stanu wojennego jest błędem. Być może zadziałała tu jakaś trudna do logicznego wytłumaczenia solidarność byłych prezydentów, nie wykluczam też, że przyczyną takiej wypowiedzi - udzielonej w wywiadzie dla \"Corriere della Sera\" - mogła być nieskrywana niechęć Wałęsy do braci Kaczyńskich, nakazująca mu występować przeciw wszystkiemu, co dzieje się za czasów ich rządów (chociaż tę sprawę Instytut Pamięci Narodowej rozpoczął jeszcze za kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego).

Jakiekolwiek są powody tej karkołomnej tezy, argumenty na jej rzecz nie wytrzymują racjonalnej krytyki. Wałęsa twierdzi, że Jaruzelski nie był zobligowany do zawarcia porozumienia z "Solidarnością", a jednak to zrobił. Owszem, tak było, ale sąd będzie orzekał o ewentualnym popełnieniu przez niego zbrodni komunistycznej w grudniu 1981 roku, a nie oceniał tego, jak postępował on 8 lat później, przymuszony zresztą zewnętrznymi okolicznościami. Warto przypomnieć, że Jaruzelski jeszcze w 1988 roku, kiedy komunizm chwiał się już w posadach, wygrażał z pierwszomajowej trybuny działaczom opozycji, z którymi niecały rok później zasiadł do rozmów Okrągłego Stołu. Usiłował bowiem bronić swojego reżimu do samego końca i zmienił taktykę dopiero w ostatniej chwili.
   
Wałęsa podkreśla, że jest przeciwny wszelkiej wendecie i doraźnej sprawiedliwości. Uważa, że walczył o państwo, które potrafi dokonać rozrachunku, ale nie porachunków z własną przeszłością. Nie wchodząc w zawiłości semantyczne trzeba stwierdzić, że rozprawa sądowa nie jest dokonywaniem doraźnych porachunków, ale wymierzaniem sprawiedliwości z poszanowaniem prawa oskarżonych do przyjęcia dowolnej linii obrony i przedstawienia wszystkich dowodów na swoją niewinność, jakie potrafili zgromadzić.
   
Nawet jeśli przyjąć, że prokurator zawsze patrzy na prowadzoną przez siebie sprawę z własnego, z konieczności subiektywnego punktu widzenia, to takie samo prawo do swojego spojrzenia mają również oskarżeni, a każda wątpliwość jest rozpatrywana na ich korzyść. Niezawisły sąd niepodległego i demokratycznego państwa ma zaś wydać wyrok po uwzględnieniu wszystkich argumentów, dowodów, zeznań, itp. Nie chce mi się wprost wierzyć, aby były prezydent Rzeczypospolitej nie miał wystarczającej wiedzy o tak prostych kwestiach z zakresu prawa.
   
Większego komentarza nie wymaga konstatacja Wałęsy, że według sondaży połowa Polaków podziwia Jaruzelskiego. Sąd nie bierze przecież pod uwagę badań opinii publicznej, za taką zaś, a nie inną ocenę przez społeczeństwo komunistycznego dyktatora odpowiada m.in. także sam Wałęsa, To za czasów jego prezydentury - mimo licznych zapowiedzi przyspieszenia procesu rozliczania przeszłości - skutecznie zamazywano kontury moralnej i historycznej odpowiedzialności polskich komunistów za zdradę stanu, jakiej się permanentnie dopuszczali przez cały okres PRL.
   
Kuriozalnie brzmią słowa z cytowanego wywiadu: Rodzina Jaruzelskiego walczyła o te same nasze sprawy, o wolną Polskę. A on, generał, w innej historii i w innym kontekście byłby wielkim człowiekiem.  Nie wiem, co ma do rzeczy rodzina oskarżonego, ryzykowna jest natomiast historiozoficzna koncepcja (rodem z wprost z książki jednego z klasyków marksizmu Jerzego Plechanowa "O roli jednostki w historii"), wedle której o tym, jak zachowuje się dany człowiek decydują wyłącznie okoliczności, w jakich przyszło mu działać. Nie sądzę, by Wałęsa czytał Plechanowa, ale może oglądał film Krzysztofa Kieślowskiego pt. "Przypadek", w którym przedstawiona jest taka właśnie teza o tym, że - by zacytować innego klasyka marksizmu, tyle że poetę - jednostka zerem, jednostka niczym.
   
Rozumiem, że z żarliwą obroną swojego podwładnego wystąpił w liście do polskiego sejmu Michaił Gorbaczow. To nawet ładnie z jego strony, że broni tego, który popełniał zbrodnie na własnym narodzie w interesie mocarstwa, którego on był kolejnym przywódcą. Gdyby żył Leonid Breżniew, wystawiłby Jaruzelskiemu jeszcze lepsze świadectwo.
   
Dlaczego w pokrętny logicznie i naganny moralnie sposób z obroną Jaruzelskiego występuje jednak Wałęsa? Gdyby powiedział, że cierpliwie czeka na wyrok sądu i zapowiedział jedynie, że w razie skazania komunistycznego przywódcy na karę więzienia będzie apelował do prezydenta RP o zastosowanie prawa łaski, mógłbym zrozumieć - z etycznego punktu widzenia - jego postępowanie i pochwalić je nawet jako przejaw wielkoduszności oraz zastosowania w praktyce chrześcijańskiego miłosierdzia.     Występowanie przeciw sądzeniu człowieka, mającego na rękach krew wielu Polaków i odpowiedzialnego za cywilizacyjne zapóźnienie naszego kraju jest jednak czymś zgoła nieracjonalnym oraz wysoce szkodliwym ze społecznego punktu widzenia. Szkoda, że tak zachowuje się bohater jednej z najpiękniejszych kart polskiej historii najnowszej.

Jerzy Bukowski