O tym, że Tatry są groźne nawet w pełni letniego sezonu mogliśmy się przekonać w ostatnich dwóch tygodniach, kiedy na i w rejonie Orlej Perci zginęła trójka turystów. Dwoje z nich poślizgnęło się na płacie zmrożonego śniegu i runęło w dół z dużych wysokości, trzeci (Rosjanin) spadł blisko przełęczy Koziej.
Słysząc i czytając o takich tragicznych wypadkach zawsze zastanawiam się, co motywuje ludzi wybierających skrajnie trudne fragmenty Tatr jako cel swych wycieczek, zwłaszcza jeśli komunikaty meteorologiczne nie są zbyt korzystne (deszcz i mgła), a w wielu miejscach zalega jeszcze sporo śniegu. W dodatku często są oni nieodpowiednio ubrani, a bywa że wychodzą zdecydowanie za późno, co skutkuje nazbyt pośpiesznym powrotem. Czy jest to niezdrowa ambicja, zwykła bezmyślność, brak wyobraźni oraz świadomości zagrożenia własnego życia i zdrowia, czy też kompletne lekceważenie zasad obowiązujących w najwyższych polskich górach, z którymi można się łatwo zaznajomić przy każdym wejściu na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego, w schroniskach, a także w internecie?
A przecież rozciągająca się pomiędzy przełęczami Krzyżne i Zawrat Orla Perć jest jednym z najtrudniejszych szlaków głównej grani polskich Tatr Wysokich, na którym dochodzi do największej liczby śmiertelnych wypadków, o czym nieustannie przypominają media. Ze statystyk Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego wynika, że od początku jego powstania w 1906 roku zginęło na nim już ponad 100 osób. I dlatego od niedawna obowiązuje na niektórych odcinkach ruch jednostronny.
Mimo to nieprzygotowani technicznie, a często i kondycyjnie do przejścia Orlej Perci turyści wybierają się na nią z przekonaniem, że akurat im nic się tam nie stanie, rzadko wynajmując przewodnika. Rezultaty tej niefrasobliwości można potem odnaleźć na cmentarzach i w szpitalach.
Jerzy Bukowski
Korespondencja z Krakowa
dla Portalu www.Poland.us
KATALOG FIRM W INTERNECIE