KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 24 kwietnia, 2024   I   08:45:04 PM EST   I   Bony, Horacji, Jerzego
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Płacz po Annie Nicole

16 lutego, 2007

W powieści Daniela Defoe’a “Moll Flanders” stara prostytutka mówi: „Jeżeli cokolwiek pozwala wybaczyć kurwienie się, to tylko korzyści jakie ono przynosi”. Można więc wybaczyć Annie Nicole Smith. Ale czy można dziennikarzom?

Vickie Lynn Hogan czyli Anna Nicole Smith jest produktem bardzo amerykańskim. Vickie – Anna, klasyczna przedstawicielka białych dołów społecznych, porzuciła szkołę w 9 klasie i podjęła pracę w knajpie sprzedającej smażone kurczaki. Gdy miała 17 lat wyszła za mąż i urodziła dziecko, po dwóch latach już była rozwódką. I striptiserką w nocnym klubie. Praca ta nie poszła w las. W 1993 roku zadebiutowała jako króliczek na rozkładówce „Playboya”. W 1994 roku 89 - letni miliarder J. Howard Marshall zauważył ją w jednym z klubów. Została jego żoną. Miała wówczas 26 lat. Marshall umarł w 1995 roku zostawiając jej fortunę, co zakwestionował jego syn. Pomiędzy jedną rozprawą spadkową a drugą, Anna Nicole Smith miała kochanków idących w ilościowe setki, zagrała w kilku pornograficznych filmikach i występowała w swoim reality show polegającym głównie na tym, że chodziła przed kamerą wielka, tłusta, półnaga robiąc głupie miny i niedwuznaczne gesty.

Tak w gigantycznym skrócie, bo szkoda czasu, wyglądało jej życie. Bo skoro o nieżyjących mówić się powinno dobrze albo wcale, panna Smith zasłużyła sobie na wcale. Ale nie tutaj w Ameryce.

Anna Nicole Smith umarła niespodziewanie, w wieku 39 lat, w wyniku jak się przypuszcza, bo jeszcze nie są znane wyniki autopsji, przedawkowania środków odurzających i odchudzających. Karierę – i to autentyczną, bo zawsze było o niej głośno,  zrobiła  wyłącznie na skandalach, na gołym biuście i wielkim tyłku. Była wulgarna i odrażająca w swoim prymitywizmie. Była idolką popkultury. I absolutnym beztalenciem.

Od dnia jej śmierci amerykańskie środki masowego przekazu o niczym innym nie mówia, także te najpoważniejsze. Prasa okryła się żałobą, a komentatorzy zanoszą się od płaczu. Programy, wywiady, analizy, komentarze na każdym kanale i przez całą dobę. Dowiadujemy się z nich, że odesza gigantyczna postać, wzór cnot matczynych i kobiecych. Wspaniała artystka, wcielenie Marilyn Monroe. Ani słowa o łajdaczeniu się,  o czerpaniu korzyści z usług seksualnych, jej lata w seks shopach opisuje się jako lata poświęcone tańcu, jej role filmowe to tylko przyzwoicie brzmiące tytuły wybranych „dzieł”. A jak bardzo kochała swojego syna, który pięć miesięcy temu tuż przy jej boku zmarł z przedawkowania narkotyków! Doprawdy, cóż za godna naśladowania, swietlana postać, która  mimo przeciwności losu wspięła się na sam parnas Sztuki.

I tak bębnią wszyscy od tygodnia. Anna Nicole to, Anna Nicole tamto. Anna Nicole, która dokonała tego, czego zawsze pragnęła jako dziewczynka gdzieś w teksańskiej wiosze, że bedzie sławna i bogata. Anna Nicole, silna i zdecydowanie brnąca do celu. Zdesperowana, aby mimo biedy i złego pochodzenia, odnieść sukces. Człowiek godny szacunku. Przykład prawdziwego człowieczeństwa, niedoskonałego, a przecież jakże pięknego i wartościowego. Tak mówią i piszą dziennikarze największych stacji telewizyjnych i wysokiej klasy gazet i periodyków, którzy do tej pory respektowali swój zawód. Niewykluczone, że kurwiąc się odnoszą korzyści, tylko bowiem wtedy, jak mówi stara prostytutka, mogą zostać usprawiedliwieni.

Umarł człowiek, smutno. Ale jeszcze smutniej, że umarła kultura, dobre obyczaje, przyzwoitość i prawość, moralność, i elegancja. Został tylko plebs, który domaga się igrzysk i chleba. A może jest inaczej – to plebs jest karmiony igrzyskami, bo ogłupiałą tłuszczę znacznie łatwiej kontrolować.

Maryla Barańska