Wystarczy porównać frekwencję na zorganizowanych przez środowiska feministyczne 11 marca w kilku polskich miastach antykościelnych manifach z liczebnością marszów w obronie wolnych mediów, aby przekonać się gdzie bije dzisiaj puls społeczny i co przyciąga uwagę rodaków.
Pomimo zmasowanej propagandy nader życzliwych feministkom redakcji niedzielne demonstracje zakończyły się totalną porażką, np. w Krakowie wzięło w niej udział około 70 osób, podczas gdy tydzień wcześniej maszerowało pod Wawelem na rzecz wolnych mediów minimum 10 tysięcy osób (według niektórych szacunków nawet dwa razy więcej), chociaż prasa, radio i telewizja starały się zamilczeć tę i inne - równie liczne - manifestacje.
Gdyby nie relacje w internecie oraz w mediach katolickich i prawicowych, Polacy nie dowiedzieliby się, z jak ogromnym poparciem spotkały się te marsze. Śledząc zaś zapowiedzi feministycznych manif i relacje z nich w tzw. mainstreamowych mediach można było odnieść błędne wrażenie, że poruszane przez jej organizatorki tematy są w centrum zainteresowania naszego społeczeństwa.
Nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni mieliśmy do czynienia z medialnym zaklinaniem rzeczywistości. Obawiam się, że uczestniczący w tym niecnym procederze dziennikarze nie wyciągną jednak właściwych wniosków z klęski, która stała się także ich udziałem.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE