KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   07:31:29 PM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. POLONIA USA
  4. >
  5. Informacje polonijne ze świata

Ciężko na Białorusi

28 sierpnia, 2006

Spośród istniejących dziś na świecie krajów totalitarnych, na pierwszych miejscach zawsze wymienia się Koreę Północną, Kubę i Białoruś. A ostatnio także Wenezuelę. Tam wszędzie żyje się ciężko, każda dyktatura w sposób bezwzględny ogranicza wolność, o ile jednak w krajach na innych kontynentach nie ma wielu Polaków, to na Białorusi żyje ich kilka milionów. W przeważającej części są to ludzie, których zagarnęła granica w roku trzydziestym dziewiątym, potem wyrastały nowe pokolenia i one albo się wynarodawiały, albo podtrzymują do dziś polskość swoich przodków, co wiąże się często z wieloma trudnościami, a nawet prześladowaniami.

Ryszard Kowalski jest absolwentem historii Uniwersytetu Jagiellońskiego i już w czasach studenckich interesował się sprawami Polaków na Wschodzie. W samorządzie studenckim zajmował się najpierw Ukrainą, problemami Polaków w tym kraju, m.in. w Żytomierzu i we Lwowie. Przed dziesięcioma laty swoje zainteresowania przeniósł na Białoruś, gdzie sytuacja polityczna wciąż niejasna i niepewna. A polskie losy w tym kraju wymagają niejednokrotnie interwencji polskich władz. Jak całkiem niedawno, kiedy rząd polski upomniał się w Mińsku o aresztowanych polskich działaczy. Prezydent Białorusi, Łukaszenko już nawet przestał stwarzać pozory demokracji w swoim kraju.

„Ze Związkiem Polaków na Białorusi zaczęliśmy współpracę w latach 1995-96 - mówi Kowalski, istniał on wówczas legalnie i na zasadach pełnej demokracji. Częściowo działaliśmy poprzez struktury Uniwersytetu Jagiellońskiego, następnie poprzez Stowarzyszenie Gmin Małopolskich. To były m.in. książki i przybory szkolne dla polskich dzieci w tamtych szkołach, to były kolonie w Polsce dla nich, także dla dzieci z Litwy i Ukrainy. Działa w Krakowie grupa ludzi dobrej woli, woluntariuszy, którzy skrzykują się co jakiś czas, aby pomagać Polakom na Wschodzie. Dzięki nam przyjechali przed paroma laty delegaci parlamentu białoruskiego, tej części, którą zdelegalizował Łukaszenko. Zorganizowaliśmy także dolarową pomoc dla tamtejszej gazety opozycyjnej „Pogoń”, ale gazeta tak czy owak się nie ostała.” Obecna Białoruś nie lubi opozycji, choć przecież działają tam organizacje i media opozycyjne, ale one są tępione przez władze i w miarę możliwości likwidowane lub zastępowane ludźmi uległymi władzy. Zwłaszcza Polaków władza tam nie cierpi. Związek Polaków na Białorusi ma legalnie wybraną przewodniczącą, jest nią Angelika Borys, ale władze białoruskie jej nie uznają, jej wybór został sądownie unieważniony. Odbył się niedawno kolejny zjazd wyborczy, wybory zostały zmanipulowane i są dziś w związku władze takie, jakie chce rząd Białorusi. Prezesem jest Józef Łucznik, człowiek skądinąd zasłużony dla polskości na Białorusi, ale wiele wskazuje dziś na to, że nie jest on do końca uczciwy. W tej sytuacji praktycznie funkcjonują na Białorusi dwa związki Polaków. Natomiast prawowita prezeska Związku, Angelika Borys jest szykanowana, stale wzywa się ją na milicję lub do sądu, ale ona dzielnie trwa. To niezwykła kobieta. Natomiast o pewnych ludziach, którzy są lub byli związani z polską organizacją mówi się, że mają powiązania z KGB.

Wielu legionistów Józefa Piłsudskiego otrzymywało przed laty na polskich terenach wschodnich ziemię, mieszkało tam wielu osadników wojskowych. Warto tu wspomnieć także postać Tadeusza Gawina, pierwszego prezesa Związku, zresztą oficera sowieckich wojsk pogranicza, a więc KGB. A że zaangażował się w polską działalność wyrzucono go z armii, gdzie służył ponad 20 lat nad Amurem na pograniczu chińskim. Wtedy sowieci uznali, że po tylu latach służby on jest już „swój” i skierowali go w jego rodzinne strony, pod Grodno. I tak zaczęła się jego działalność dla tamtejszych Polaków, którzy wybrali go prezesem swojego związku.

„Dziś w Polsce, i nie tylko w Polsce, chcemy stworzyć grupę ludzi, którzy zaczęli by organizować lobby na rzecz Polaków na Białorusi m.in. poprzez przesyłanie tam (za pośrednictwem polskich organizacji w kraju) sprzętu komputerowego, niekoniecznie nowego, ale sprawnego, książek, skryptów itp. Na przykład, ambasada amerykańska w Mińsku, przekazała niezależnej organizacji w Grodnie „Ratusza” w użyczenie sprzęt elektroniczny, który jednak jest, jak to się mówi, na stanie ambasady USA. Oczywiście potrzebne są także środki finansowe, ale zawsze poprzez legalną organizację polską w kraju. W Krakowie działa np. Stowarzyszenie Teorii i Praktyki Demokracji” - mówi Ryszard Kowalski.

Ciekawą i ważną postacią dla polskiej mniejszości na Białorusi jest Aleksander Milenkiewicz, dla przyjaciół Oleś. W ostatnich, tegorocznych wyborach prezydenckich w tym kraju uzyskał 20 procent głosów. Choć sam uważa się za Białorusina, to jednak jego matka była Polką, okupację spędziła w Warszawie. Milenkiewicz mówi świetnie po polsku, ma być w połowie września w naszym kraju, gdzie cieszy się uznaniem polskich władz.

Trzeba jednak przyznać, że jest na Białorusi olbrzymia grupa ludzi, którzy popierają Łukaszenkę, według niezależnych danych, 48 procent ludności jest zdecydowanie za nim. Często ludziom nie trzeba wiele- dostają w terminie swoje wypłaty, jest biednie bo biednie, ale mają co jeść, można znaleźć pracę. Dziś w dużych miastach zarobi się miesięcznie i 250 dolarów, a na Białorusi jest to sporo. Natomiast robotnik w kołchozie dostanie już tylko 80-100 dolarów. I to jest bardzo skromne życie. Ale jest. Trzeba pamiętać, że dzisiejsza Białoruś, to wciąż jeszcze skansen sowietyzmu. I podobnie jak było w Sowietach, są na Białorusi premie w kołchozach za dobre zbiory, za  oszczędności kombajnowe, za szybką zwózkę; ktoś tam dostanie w nagrodę aparat foto, motocykl, telewizor itp. Białorusini mają porównanie z Rosją, gdzie polikwidowano większość kołchozów, masa ziemi leży odłogiem, wsie są biedne i zaniedbane, a ludzie nie mają pracy. Są właściwie dwie Rosje, jedna bogata i nuworyszowska i druga biedna, zacofana, trwająca niejednokrotnie w minionych wiekach. Ale i na Białorusi bywa totalna bieda, znam np. wieś nad jeziorami, niedaleko granicy litewskiej, gdzie pracy ani na lekarstwo, ludzie żyją jedynie z lasu, z grzybów, owoców, coś się zakłusuje.
 
„W zeszłym roku zjechałem kawał tamtej ziemi, od granicy litewsko-białoruskiej aż po granicę łotewską i tam wszystkie wsie są polskie. Po wsiach nie ma cerkwi, one są tylko w miastach, wsie mają kościoły rzymsko-katolickie. Ludność jest katolicka i polska, ale niestety nie mówi już po polsku. Przed laty były kary za język polski, propaganda antypolska zrobiła swoje. I tak się nam Polacy wynarodawiają. Są polskie klasy w szkołach powszechnych, są i dwie szkoły polskie, w Grodnie i Wołkowysku. Natomiast język w klasach polskich uważany jest za nadobowiązkowy. Białorusini postawili na skundlenie tych szkół, rodzice, którzy chcą dzieci lepiej wyedukować, posyłają je do szkół rosyjskich” – wspomina swój ostatni pobyt na Białorusi Ryszard Kowalski

Jaka więc szansa dla Białorusi i dla tamtejszych Polaków? Łukaszenko musi upaść, co do tego nie ma dwóch zdań. A Polacy muszą trwać, choć światełko w tunelu wciąż jeszcze nikłe. Tymczasem Łukaszenko wybrał się już na trzecią kadencję i zniósł w ogóle kadencyjność przy wyborze prezydenta. Może więc zostać szefem Białorusi po wsze czasy. Musi istnieć mocna opozycja w tym kraju, muszą sami Białorusini zdać sobie sprawę z tego, co jest lepsze: kolejny związkowy kraj Rosji, czy niepodległa i wolna Białoruś. Dziś jednak ludzi ogarnia marazm, tworzą się co prawda wolne ośrodki obywatelskie, ale to jest kropla w morzu sowieckiego łukaszyzmu. Jest problem z dostaniem się na studia, z wyjazdem za granicę (np. do Polski trzeba mieć wizę, podobnie jak do innych krajów, z wyjątkiem Rosji i Ukrainy, ale paszport ma się w domu), jest kłopot z otrzymaniem pracy, i tak dalej i tak dalej. Ale trzeba nam wierzyć, że i Białoruś wybije się na niepodległość.

Zbigniew Ringer
Kraków