KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 27 listopada, 2024   I   07:30:43 PM EST   I   Franciszka, Kseni, Maksymiliana
  1. Home
  2. >
  3. POLONIA USA
  4. >
  5. Informacje polonijne ze świata

Niech się donos odpowiedzią odciska, czyli jak sie ma ubek do australijskiego kangura

06 września, 2006

Ponieważ w tekscie opublikowanym na stronie internetowej Wirtualnej Polonii (Elżbieta Szczepanska – Oprawcy i ofiary) poświeconym agentom polonijnym pojawia się nazwisko moje i mojej byłej małżonki, toteż czuję się zobowiązany do kilku słów komentarza.

Ponieważ w tekście opublikowanym na stronie internetowej Wirtualnej Polonii (Elżbieta Szczepańska – Oprawcy i ofiary) poświęconym agentom polonijnym pojawia się nazwisko moje i mojej byłej małżonki, toteż czuję się zobowiązany do kilku słów komentarza.

1. Nigdy, ani ja, ani Elżbieta Ringer, nie należeliśmy ani do PZPR, SB ani nawet SZSP (socjalistyczny związek studentów polskich). Nigdy nie współpracowaliśmy z żadnymi reżimowymi organizacjami i nie podpisywaliśmy żadnych lojalek. 
Zarówno Elżbieta jak i ja byliśmy wychowani w rodzinach o patriotycznych tradycjach. Mój ojciec był żołnierzem AK, moja matka urodziła się we Lwowie - i jej rodzina uciekając przed bolszewią trafiła najpierw do Wieliczki, a stamtąd do Krakowa, w którym babcia kupiła kamienice za wywiezione ze Lwowa resztki majątku.

Z kolei matka Elżbiety Ringer z d. Bildziukiewicz pochodzi z rodziny ziemiańskiej, też z Kresów Wschodnich. Dziadek Elżbiety był dyrektorem Polminu w Borysławiu (Polskie Rafinerie Naftowe) i po wejściu sowietów popełnił samobójstwo bo wiedział, że natychmiast zostanie aresztowany i będzie zmuszany do wyjawienia nazwisk wszystkich czynnych i znanych mu polskich polityków i działaczy antykomunistycznych ukrywających się po wkroczeniu Armii Czerwonej 17 września 1939 r. Ojciec Elżbiety Zbigniew Ringer, znany od zawsze bezpartyjny krakowski dziennikarz o niewyparzonym jązyku i niezłomnych poglądach i przekonaniach, w czerwcu 1980 roku został - na skutek ubecko-partyjnej intrygi - wyrzucony z wilczym biletem z redakcji.
Pierwszym postulatem odrodzonego po sierpniu 1980 roku i demokratycznie wybranego krakowskiego oddziału Związku Dziennikarzy Polskich było przywrócenie Zbigniewa Ringera do pracy. 

2. W okresie legalnej działalności Solidarności braliśmy wraz z moją ówczesną żoną (wówczas dziennikarka tarnowskiego tygodnika TEMI - i zarazem szefowa Solidarności w tej gazecie) udział we wszystkich możliwych akcjach i demonstracjach. Ja od 1976 sympatyzowałem z rodzącą się opozycją demokratyczną, a po śmierci Staszka Pyjasa (maj 1977) zacząłem współpracować blisko z ludźmi związanymi ze środowiskiem krakowskiego SKS m.in. z Bogusławem Sonikiem i jego żoną Lilka Batko, a dorywczo także z ludźmi z Warszawy (m.in. Grażyna Jaglarska), a także wieloma innymi ludźmi tworzącym środowisko niezależnej opozycji demokratycznej w Polsce.

3. Po wprowadzeniu stanu wojennego włączyliśmy sie oboje w nurt działalności opozycyjnej. Elżbieta i jej ojciec zostali oczywiście wyrzuceni z pracy. Elżbieta nie zgodziła się na tzw. weryfikacje bo doszła do wniosku, że "weryfikowanie" jej przez ubeków i najbardziej służalczych dziennikarzy uwłacza jej godności. Zbigniew Ringer również na weryfikacje nie poszedł i oboje dostali zakaz pracy w środkach masowego przekazu.

Na szczęście mój ojciec prowadził dwie restauracje w Tarnowie (jedna była oficjalnie na moje nazwisko) i dzięki temu żyło nam się wyjątkowo komfortowo jak na tamte czasy. Współpracowaliśmy w nielegalnej działalności z takimi ludźmi jak Jacek Fedorowicz, Bogusław Sonik, Tadeusz Szyma, Andrzej Grzybowski, Roman Kwiatkowski, Jacek Marchewczyk, Maria Paluch i wielu, wielu innych. Dzięki mym częstym podróżom do Tarnowa stałem się naturalnym łącznikiem między działaczami Solidarności z tego miasta i działaczami w Krakowie. Do Tarnowa dowoziłem bibułę krakowsko-warszawską i jeśli Tarnów miał coś ciekawego to wiozłem to do Krakowa. W Tarnowie kontaktowałem się głównie z Wackiem Sikorą, Jurkiem Sosinem i okazjonalnie z Markiem Gryglem, który z początkiem lat 80. przeniósł się do Warszawy. Wszyscy moi ówczesni znajomi tkwili po uszy w pewnym środowisku ludzi pomiędzy 28 a 40 rokiem życia, w którym wszyscy się znali wymieniali bibułę, wozili ją do Waszawy, brali udział w demonstracjach, sami pisali i drukowali (w moim domu przy Królowej Jadwigi 46 w latach 1983-1986 znajdowała sie tajna drukarnia Oficyny Literackiej). Drukarnie obsługiwał Krzysztof Moskal mieszkający dzisiaj pod Bostonem. 

Godzinami mógłbym opowiadać o różnych organizowanych przeze mnie i moich przyjaciół akcjach (jak np. zawieszenie na samym szczycie pomnika Mickiewicza wielkiego portretu Wałęsy, niemal pod okiem stojących po drugiej stronie Sukiennic zomowskich suk, czy rozsypywanie ulotek z domu handlowego Jubilat wzywających do demonstracji). Może warto jeszcze wspomnieć, że w naszym domu ukrywała się przez trzy miesiące ścigana listem gończym Ewa (Una) Górska, studentka pochodząca z Bielska Białej, której udało się wyrwać z kotła przygotowanego przez SB w mieszkaniu Wojtka Marchewczyka i to, że zajmowaliśmy się m.in. kolportarzem niezwykle udanych rysunków “o wrogiej treści” Jacka Fedorowicza, który był częstym gościem w naszym krakowskim domu. Bardzo specyficzną ciekawostką dla tamtych czasów były oragnizowane raz w miesiącu obiady czwartkowe, na których bywał kwiat podziemnej inteligencji krakowskiej. Bezpośrednim inicjatorem obiadów był nieżyjący już dzisiaj Mirosław Dzielski, a na salonach gościnnego domu przy dawnej ulicy Dzierżyńskiego spotykało się kilkadziesiąt osób jedząc i słuchając wykładów wybitnych prelegentów, takich jak Aleksander Hall, Stefan Kisielewski, mec. Jan Kosch i wielu innych. Rolę głównego kucharza pełnił każdorazowo Tadeusz Syryjczyk, który niestety już w Polsce po 1989 roku wstąpił do Unii Wolności zostając ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. 

Dlatego ludzie z Krakowa, którzy mnie znają nie mieli, nie mają i nigdy nie będą mieli wątpliwości, po której stronie zawsze stałem. I nie będą mieli żadnych wątpliwości co do mojej postawy moralnej. Można ich spytać i myślę, że każdy z nich potrafi powiedzieć kim jestem i jaki system wartości wyznaję i jakiemu systemowi wartości służę i służyłem przez całe dotychczasowe życie. To samo zresztą dotyczy Elżbiety Ringer. 

W listopadzie 1986 roku przyjechaliśmy do USA. I tu ważna podkreślenia uwaga. Czy widzieliście jakiegoś wysłanego z Polski ubeka, który po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych zaczyna od pracy w recepcji hotelu, a jego żona pracuje jako kelnerka? Już to samo świadczy o absurdalnoście postawionych nam oskarżeń. Czy widzieliście ubeka, który spotyka sie z Ireną Lasotą i nieżyjącym już dzisiaj wybitnym socjologiem i więźniem politycznym gomułkowskich i gierkowskich kazamatów Jakubem Karpińskim? Karpiński to ten, który spędził kilka lat w więzieniu w tzw. Procesie Taterników. A sypnął ich wówczas Maciej Kozłowski wieloletni publicysta „Tygodnika Powszechnego”, później jeden z najważniejszych ludzi w Ambasadzie RP w Waszyngtonie uznany za kłamcę lustracyjnego i odwołany ze stanowiska. 

Elżbieta była kelnerką przez dwa lata, a ja hotelowym portierem przez 1,5 roku. A potem zmieniło się nam emigranckie życie, a także rozpadło się nasze małżeństwo, pozostaliśmy jednak przyjaciółmi, ze względu na syna i na łączące nas wspólne przeżycia, a przede wszystkim ze względu na wzajemny szacunek.

4. A teraz skąd się wzięło to absurdalne oskarżenie o naszą agenturalną przeszłość? Bo i to łatwo wytłumaczyć. Z początkiem lat 90. gdy pracowałem w ”Nowym Dzienniku” zatelefonował do mnie red. Jerzy Bekker i zaproponował mi jako dodatkową “fuchę” współpracę z radiem Wolna Europa. Przyjąłem chętnie tę propozycję, aczkolwiek tematy, które miałem omawiać były mi zupełnie obce. Miałem wygłaszać audycje o gospodarce amerykańskiej. Z zapalem zabrałem się do pracy zacząłem czytać fachowe książki i periodyki, ale po trzech tygodniach ponownie zadzwonił do mnie red. Bekker i powiedział mi, że niestety zaczyna się proces likwidowania Wolnej Europy i zamiast przyjmować nowych ludzi musi robić cięcia w istniejącym zespole. Na pocieszenie powiedział, że jak tylko będzie miał jakąś ciekawą propozycję to natychmiast mnie o niej poinformuje. 
No i faktycznie odezwał się wkrótce mówiąc, że jego znajomy z Chicago Tadeusz Kuchejda zamierza wypuścić nowy dziennik na terenie Nowego Jorku, który byłby "mutantem" wydawanej przez niego w Chicago gazety. Kuchejda szukał redaktora naczelnego. Bekker zarekomendował mnie. Zadzwoniłem do Kuchejdy i on rozmowę rozpoczął do tego, że jego celem jest “zniszczenie „Nowego Dziennika””. Pracowałem wówczas w „Nowym Dzienniku” i byłem przekonany, że Kuchejda po pierwsze porywa się z motyką na słońce, a po drugie fatalnie czułbym się rezygnując z pracy w „Nowym Dzienniku” i wypuszczając gazetę, której celem byłoby "zniszczenie Dziennika". Dlatego grzecznie podziękowałem za przedstawioną mi propozycję. 
W efekcie „Dziennik Nowojorski” zaczęła wydawać Krystyna Godowska, która za czasów komuny coś tam wypisywała w „Sztandarze Młodych”. 

No i zaczęła niszczyć „Nowy Dziennik”. W bardzo prymitywny i arogancki sposób. Wkrótce wszyscy w „NDz” (włącznie z Bolesławem Wierzbiańskim) zostali mianowani komuchami i ubekami, a ja i Elżbieta jako, że zdecydowaliśmy się na polemikę z Godowską okrzyczano największymi z nich. Ponieważ opisałem w jednym z artykułów moją rozmowę z wydawcą Tadeuszem Kuchejdą i jego słowa, że celem nowej gazety jest "zniszczenie „Nowego Dziennika"” toteż w odpowiedzi w Dzienniku Chicagowskim napisano, że to wszystko zostało przeze mnie wymyślone, a ja i Elżbieta Ringer zostaliśmy w Chicago zdemaskowani jako ubecy i przenieśliśmy się do Nowego Jorku. To była mniej więcej połowa lat 90. Problem w tym, że my nigdy wcześniej nie byliśmy w Chicago. Elżbieta była tam raz przez dwa dni wyłącznie turystycznie, dawno po naszym rozwodzie. Ja z kolei znacznie póżniej już po „rewelacjach” Godowskiej wysłany służbowo przez Nowy Dziennik spędzilem w tym mieęcie 3 dni. 

Co charakterstyczne, nasze nazwiska zawsze pojawiają się w kontekście Julity i Czesława Karkowskich, Romualda Dymskiego i Janusza Jóźwiaka. Jest ten sam układ, który właśnie wtedy, przed laty pojawił się w Dzienniku Chicagowskim i do dzisiaj krąży na najbardziej szmatławych stronach internetowych. Nie zamierzam w tym miejscu zajmować się sprawami innych osób wymienionych wraz ze mną i z Elżbietą Ringer. Jeśli czują się one pokrzywdzone najlepiej zrobią, jeśli same zabiorą głos w swoim imieniu.
Nawiasem mąwiąc Elżbieta Ringer przepracowała w sumie w „Nowym Dzienniku” 12 lat i od czasu publikacji Godowskiej co chwilę pojawiały się jakieś absurdalne i z reguły anonimowe oskarżenia o jej ubeckość i… żydowskie pochodzenie. Tak to kłamliwa plotka puszczona w eter żyje własnym życiem…

Godowska przedrukowała te kłamstwa wyprodukowane w Chicago no i zrobiono z nas ubeków ustawiając w jednym rzędzie z Julitą i Czesławem Karkowskimi, Romualdem Dymskim i Januszem Jóźwiakiem. (A teraz jeszcze ze zdemaskowanym agentem SB Jerzym Prusem). Kiedyś sie tym zupelnie nie przejmowalem, bo Godowska tytuly ubekow rozdawala na prawo i lewo.
Nie przejalem sie tez zbytnio gdy te klamstwa kilka lat temu na nowo odgrzal niejaki Marek Podlecki na lamach chyba najbardziej obrzydliwej i pelnej nienawisci polskojezycznej strony internetowej czyli Monitora Polskiego. Zreszta w ubieglym roku przy okazji ubiegania sie przeze mnie o stanowisko dyrektora w PSFUK bedacy na sali Podlecki publicznie powtorzyl te zarzuty. Po zebraniu przez chwile z nim porozmawialem podajac mu kilka faktow ze swego zyciorysu i w efekcie mnie przeprosil.

Pisze to wszystko dlatego, bo jakas maniaczka zyjaca w Astralii nie zajela sie ubekami, ktorych ma pod nosem, a oskarza ludzi, ktorych nigdy nie widziala na oczy i ktorzy jesli maja teczki to tylko i wylacznie z donosami na nich pisanymi przez ubekow. 
Tymczasem ja znam w srodowisku nowojorskim co najmniej dwoch bylych etatowych ubekow skierowanych do pracy za granica przed laty i wlos im do dzisiaj z glowy nie spada. Sa przyjmowani "na salonach" i ogolnie szanowani. Jeden z nich jest dziennikarzem, a drugi dzialaczem polonijnym. Czy nie jest to czysta paranoja?
Nie mam watpliwosci, ze ich nazwiska wreszcie zostana ujawnione. Postaraja sie o to Janusz Kurtyka i Slawomir Cenckiewicz. Tymczasem na dzisiaj nie majac w reku zelaznych dowodow uwazam, ze nie powinienem podawac ich nazwisk do wiadomosci publicznej.

Ja nie musze sie niczego obawiac. Bylem i jestem przyzwoitym czlowiekiem. Moge spac spokojnie i spokojnie spogladac w lustro. Nie pisalem donosow, nigdy nie podpisalem zadnej lojalki i zawsze staralem sie stac po stronie prawdy i przyzwoitosci i to zarowno 30, 20 czy 10 lat temu jak i dzisiaj. Mojego zyciorysu moglby mi pozazdroscic niejeden polityk i niejeden odwazny dzisiaj w walce z ubecja szaleniec, ktory gdy trzeba bylo dac swiadectwo prawdy i odwagi siedzial cicho w kacie, lub donosil na innych.

W swoich artykulach prasowych i licznych wypowiedziach zawsze opowiadalem sie za ujawnieniem wszystkich agentow i ubekow dzialajacych w Polsce i poza jej granicami. Czesto i wielokrotnie o tym mowilem i pisalem. W tym kontekscie zawsze pisalem o premierze Mazowieckim, jako o najgorszym z polskich premierow m. in. dlatego, ze; zmarnowal za swej kadencji te szanse jakie mial gdyby raz na zawsze odcial sie od dziedzictwa PRL i raz na zawsze ujawnil w pelni to, co kryly i niestety ciagle jeszcze kryja przed nami tajne archiwa polskich sluzb specjalnych. Zamiast prawdy i nazwisk mamy polowanie na czarownice. A pani Szczepanskiej zycze, zeby zaczela szukac ubekow wsrod australijskich kangurow. Nie watpie, ze przy jej dziennikarskich zdolnosciach i rzetelnosci szybko ustali ktory z nich na ktorego donosil.

Wojciech T. Mleczko