KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Wtorek, 16 kwietnia, 2024   I   02:35:59 PM EST   I   Bernarda, Biruty, Erwina
  1. Home
  2. >
  3. POLONIA USA
  4. >
  5. Informacje polonijne ze świata

Polsko-polonijna mizeria w sezonie ogórkowym

30 listopada, -0001

Każdego lata dziennikarze narzekają na brak tematów w okresie letnim. Słońce świeci, muchy przyklejają się leniwie do lepów, wbrew zalecaniom lekarzy plaże coraz bardziej zapełnione są coraz bardziej roznegliżowanymi ciałami.

O czym tu pisać? O ponurych statystykach utonięć w tzw. otwartych wodach? Toż to nudy na pudy. A może o wyjazdach dzieci na letnie obozy i kolonie o ile takie jeszcze istnieją. Ale kogo to tak naprawde obchodzi? Kto chce sobie tym głowę zawracać? Komu chce się czytać gazety o tym informujące, i to w dadatku leżąc na rozgrzanej słońcem plaży w dalekim Sopocie albo nieco nam bardziej bliskim Sandy Hook czy Long Island.

Tak było co roku i nikt się temu nie dziwił. Sezon ogórkowy w środkach masowego przekazu miał swoje prawa. Zaczynał się wraz z ostatnim dzwonkiem szkolnym i ślamazarnie mijał aż do ponownego dzwonka szkolnego zwiastującego rozpoczęcie nowego roku szkolnego.

I komu to przeszkadzało? Kto uwziął się, aż tak strasznie żeby nam zakłócić wakacyjny wypoczynek i porozstawiać po kątach naszą błogą lekkość bytu i wdeptać ogórki w błoto. Kto spowodował, że nagle dziennikarze pozbawieni zostali wypoczynku, a plażowicze zmuszeni zostali do czytania? I to nie z powodu nadmiaru słońca tylko z nadmiaru wydarzeń i idących w parze z nimi emocji.
Wskażmy palcem tych, którzy popsuli nam wakacyjny wypoczynek choćby po to, aby w przyszłości nie ośmielili się tego robić. Zacznijmy od piłkarzy i to niekoniecznie polskich. Ci nasi, tzw. janasowe dupasy zmyli się na szczęście szybko. I nie musieliśmy się zbyt długo zamęczać oglądaniem ich sportowych wyczynów. No, ale jak już się zaczęło oglądać te mistrzostwa, to trzeba było jakoś dotrwać do końca. Trzeba było wakacje odłożyć na później. Na szczęście w samej końcówce mundial obszedł się z nami wyjątkowo łaskawie, bo Niemcom w ładnym stylu dokopali Włosi, a potem dokopali też lewackim i najbardziej zarozumiałym na świecie Francuzom. No i choćby dlatego warto było oglądać finał. Warto było odpuścić urlop.

Tegoroczne wakacje popsuli nam także lustratorzy. Nie dlatego, że wykryli kogoś o kim nie wiedzielibyśmy czym zajmował się w czasach zamierzchłego PRL-u. Lustratorzy najpierw oskarżyli Zytę Gilowską, że coś zataiła. Uniesiona honorem Zyta ustąpiła. Premier przyjął jej dymisję i nagle lustratorzy stwierdzili, że nie mogą jej lustrować, bo Zyta niespodziewanie stała się osobą prywatną. No i sytuacja się odwróciła. Zyta domaga się lustracji, a lustratorzy odmawiają jej tej przyjemności. Tak czy siak PiS stracił wicepremiera i ministra finansów w jednej osobie i choć nie jest to strata nie do powetowania, to na pewno bardzo osłabiła tzw. wizerunek PiS-u i przy okazji polskie finanse.

Z kolei prasa niemiecka, która jednak mimo mundialu najwyraźniej cierpiała na sezon ogórkowy, postanowiła przyłożyć polskiemu prezydentowi i zrobiła to z iście niemiecką delikatnością. Prezydent po przeczytaniu chamskiego artykułu na wszelki wypadek się rozchorował i zrezygnował ze spotykania się z kolegami z Niemiec i Francji. To z kolei bardzo nie spodobało się wszystkim naszym dotychczasowym ministrom spraw zagranicznych (z których co najmniej trzech było w okresie PRL-u ubeckimi kapusiami) i postanowili wspólnie i publicznie napiętnować Lecha Kaczyńskiego za to, że śmiał rozchorować się w sytuacji, gdy tak wybitni politycy jak pani Angela Merkel i pan Jacques Chirac zechcieli się z nim spotkać.

Ponieważ prezydent RP wie kim byli, kim są i co sobą reprezentują  byli ministrowie, to zlekceważył ich i na ich wredny paszkwil odpisał tylko Bartoszewskiemu. Zacny profesor przyłączając się do tego ministerskiego grona udowodnił, że cierpi już na uwiąd starczy i zapomniał o latach spędzonych w stalinowskich więzieniach.

Błogość sezonu ogórkowego zakłóciła także Unia Kredytowa organizując w Dzień Ojca i zarazem w Boże Ciało tzw. spotkanie sprawozdawczo - wyborcze. Jak zwykle nerwowa atmosfera, jak zwykle trudne pytania niewdzięcznych członków i jak zwykle brak konkretnych i rzeczowych odpowiedzi. 12 dni później powtórka z rozrywki. Zebranie wyborcze Centrum Polsko – Słowiańskiego. Ale tym razem pozbawione emocji mimo trudnych pytań. Może dlatego, że udzielono na nie odpowiedzi?

Aby jednak podtrzymać atmosferę napięcia „Nowy Dziennik” podał do wiadomości, że w wyborach do Rady Dyrektorów odpadła Kaja Sawczuk. Problem w tym, że pani Sawczuk w ogóle nie brała udziału w wyborach, bo jej kadencja upływa dopiero za kilka lat. No, ale w sezonie ogórkowym każda sensacja jest dobra. Nawet ta najbardziej nieprawdziwa.

Kto jeszcze zakłócił nam letni odpoczynek? Ano, gubernator z New Jersey Jon Corzine. Pożarł się z kolegami z kongresu i to w dodatku z tymi, którzy zasiadają  razem z nim w tej samej Partii Demokratycznej. Nie podpisał budżetu do 30 czerwca i w efekcie mieszkańcy tego stanu przez tydzień nie mogli grać w totolotka, wygrywać fortun w zamkniętych na cztery spusty kasynach Atlantic City i korzystać z plaż stanowych. I to wszystko zrobiono nam właśnie w wakacje. Nie pozwolono wypoczywać dziennikarzom dostarczając znacznie bardziej wdzięcznych tematów niż ogórki i wakacyjna mizeria.

No i jeszcze jeden winny ogólnego zamieszania na polsko – polonijnych łączach. Były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Najwyraźniej znudzony sezonem ogórkowym poszedł spotkać się z Donaldem. Ale nie kaczorem tylko Tuskiem. Ten pierwszy czyli Kaczor nic o tym nie wiedział no i w efekcie premier podał się do dymisji. I to w dodatku najpopularniejszy premier w krótkiej historii Rzeczypospolitej Polskiej. Prawie 70 procent poparcia!

Wedle słów niesławnej pamięci Leszka Millera, prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy. No i Marcinkiewicz skończył w bardzo dobrym stylu, czego wypada życzyć także jego następcy na niewygodnym fotelu premiera. Czy stary kawaler także okaże się prawdziwym mężczyzną? Tego mu w każdym razie z całego serca życzę.

Wojciech T. Mleczko