KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 28 marca, 2024   I   04:12:57 PM EST   I   Anieli, Kasrota, Soni
  1. Home
  2. >
  3. STYL ŻYCIA
  4. >
  5. Zdrowie i uroda

Rozsiane marzenia latającego Rekina...

03 września, 2011

...czyli historia kpt. pilota naddźwiękowych samolotów wojskowych, dowódcy klucza lotniczego Jacka Matysiaka

Jacek Matysiak przede wszystkim był wspaniałym pilotem i nauczycielem, a potem dopiero oficerem i dowódcą klucza. Potrafił przewidywać zagrożenia i nie bał się ryzyka, znał się na lataniu i na MiG-ach jakby się z nimi urodził - mówią jego przyjaciele z Sił Powietrznych. Myślę że w tym miejscu należałoby przypomnieć iż dzisiejszy rektor Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych gen. bryg. dr Jan Bogdan Rajchel w 1988 roku był również dowódcą klucza malborskiej elitarnej jednostki, która w późniejszych latach została przeformowana w 41 ELT.

W Malborku, gdzie stacjonowały myśliwce tj. w 41 Eskadrze Lotnictwa Taktycznego był bardzo lubiany za skromność, mądrość i odwagę. Przez ponad 20 lat latał odrzutowcami i strzegł polskiego nieba. Dumnie nosił biało-czerwoną flagę na lewym ramieniu kiedy wykonywał międzynarodowe ćwiczenia, zadania specjalne, bojowe i szkoleniowe na Fulcrum - czyli frontowych rosyjskich myśliwcach taktycznych które osiągały 2245 km/h! (2,3 Ma). Wiadomym jest też że podczas takich ćwiczeń, czy walki powietrznej samolotu myśliwskiego przeciążenie utrzymuje się w granicach 5G a chwilowe nawet sięga ponad 10 G Natomiast przy katapultowaniu się z takiego samolotu (mowa o MiG-ach) przeciążenie dochodzi nawet do 30 G. Dlatego też każdy pilot jest poddawany systematycznym i specjalistycznym badaniom lotniczo-lekarskim o czym można przeczytać na stronach Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej w Warszawie,  Aviation, Space, and Environmental Medicine (ASEM), czy Flight Surgeon’s Guide. Również przed przystąpieniem do dęblińskiej “Szkoły Orląt” dzisiejszej Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych każdy kandydat na pilota jest kierowany do Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej w Warszawie, gdzie po trwających tydzień szczegółowych badaniach dostaje orzeczenie lekarskie z decyzją uznania, bądź nie  zdolności do zawodowej służby w lotnictwie wojskowym. I tak również było w przypadku Jacka Matysiaka. Wzorowe badania lekarskie były zielonym światłem do kontynuowania nauki w tej prestiżowej szkole.

\"\"

Jak mówił o nim dowódca Sił Powietrznych RP - “Na szczególna uwagę zasługuje wysokiej klasy profesjonalizm oficera, który był utrzymywany na niezmiennie wysokim poziomie dzięki ciągłemu procesowi podnoszenia kwalifikacji. Stawiane zadania wykonywał z wielkim zaangażowaniem i dokładnością. Bardzo umiejętnie wykorzystywał swoją wiedzę fachową, teoretyczną i specjalistyczną w codziennej służbie” - Właśnie za taką postawę kapitan Sił Powietrznych Jacek Matysiak - “Rekin” - pilot klasy mistrzowskiej z nalotem 1450 godzin, oblatywacz samolotów MiG  otrzymał za swoją pracę i działalność, która przyczyniła się do rozwoju i umocnienia obronności kraju - wysokie odznaczenia państwowe w tym srebrny i brązowy medal   “Zasłużony dla obronności kraju”. Jacek  ma na swoim koncie również wiele dyplomów, wyróżnień i pochwał personalnych, ale jak sam o nich mówi - “ To nie medale i wyróżnienia, a latanie było moją miłością, pasja i spełnieniem marzeń jeszcze z dzieciństwa”.

Chciałbym też wrócić wstecz do paru historii z życia “Latającego Rekina” opowiadaną przez Jego przyjaciół, kolegów, a także doskonałych pilotów i wysokich rangą oficerów, aby zarysować i przybliżyć jego kunszt, pasję, serce, profesjonalizm i miłość do latania.

“Lipiec 1995 rok - MiG-21 i lot koszący nad Bałtykiem”. Jak mówi encyklopedia to lot samolotu lub śmigłowca na wysokości do 30 metrów, stosowany przy podejściu do atakowanego obiektu w celu zaskoczenia przeciwnika i utrudnienia mu obrony. Takie loty absolutnie wykonywane są tylko przez doświadczonych wojskowych pilotów zwłaszcza, kiedy mówimy o samolotach naddźwiękowych. Jeżeli dodamy fakt iż taki lot prowadzony był według bieżącej nawigacji  zliczeniowej - radiowysokościomierza (w owym czasie), bez GPS-ów (pilot nawigował lot tylko kursem, czasem lotu i siłą wiatru) dojdziemy do wniosku, że nie każdy pilot sprostałby wykonaniu tego zadania. W zadaniu dwa na dwa para samolotów dyżurowała na wysokości 600 metrów, która miała za zadanie odnaleźć wroga wzrokowo, przechwycić, podejść niezauważalnie i zaatakować z symulacją ataku z działka. Przechwycenie i całość ataku odbywało się na wysokości od 200 do 600 merów nad taflą morza z prędkością spacerową  jak na MiG-i 750 km/h. Kolejnym utrudnieniem zadania w morzu było brak punktów odniesienia odległości do ziemi a w akcji partnerował porucznikowi Jackowi Matysiakowi, porucznik Cezary Wiśniewski na dwukabinowym MiG UM z instruktorem majorem Ryszardem Nowakiem, który filmował wykonanie zadania. (płk. Cezary Wiśniewski - dzisiaj jest dowódcą 31. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Poznaniu. Dowodzi 32 samolotami bojowymi F 16C/D i był pierwszym pilotem który przyleciał z USA do Polski na F-16). Choć takich lotów Rekin miał już za sobą sporo to lot nad słonecznym pasmem plaż w tym Krynicy Morskiej był wyjątkowy i szczególny. Wysokościomierz pokazywał 16 metrów, a z hermetycznie zamkniętej kabiny, w której temperatura przekraczała 45 stopni Celsjusza, można było zobaczyć tłumy ludzi, i opalających się wczasowiczów, którzy mogli podziwiać ciekawe zjawisko ciągnące się za samolotem - widok przelatującej nad nimi pary. Dodam przy tym, że piloci podczas tych ekstremalnych zadań ubrani są w kombinezony i specjalne ubiory morskie plus oczywiście hełm i rękawice, więc można sobie wyobrazić tę “saunę” w której podniebni kierowcy nadżwiekowców wykonują zadania. W tym przypadku korespondencja radiowa była prowadzona poprzez inne wojskowe samoloty, dlatego iż na takim pułapie jest się nie widzialnym i nie słyszalnym dla radarów. Taką wirtuozerię prezentowali najlepsi w szwadronie piloci amerykańskiej marynarki powietrznej - Maverick i Goose w filmie “Top Gun”. Dolatując do Jantara piloci zaczęli nabierać wysokości, kończąc rajd plażowy stanęli na kursie do lotniska. Przy powrocie z każdego lotu koszącego pilot prosi o niski przelot nad pasem i w nienagannym szyku i na nienagannej wysokości piloci powrócili do bazy.Dla Rekina był to normalny, codzienny lot szkoleniowo-treningowy wykonany na piątkę z plusem.

Wrzesień 1997 roku - Ćwiczenie pod kryptonimem “Orli Szpon - Eagle Talon 97”  Pierwsze po rozpadzie Układu Warszawskiego dwustronne ćwiczenia z udziałem polskich (1,3,9 i 28 plm) i amerykańskich sił powietrznych (606 Eskadra Kontroli i Dowodzenia 52TFW w Spangdahlem).To była tak naprawdę pierwsza konfrontacja polskich pilotów latających na MiG-ach z amerykańskimi F-16. Porucznik Jacek Matysiak na MiG-21 miał za zadanie przechwycenie na małej wysokości amerykańskich F-16, podczas których popisał się wspaniałym wyczuciem sytuacji i instynktem w polu walki. W zadaniu brały udział także MiG-23 stacjonujące w Słupsku, które kontynuowały walkę powietrzną. Polscy piloci uzyskali bardzo wysokie noty za wykonanie zadania, a piloci F-16, mogli docenić nie tylko możliwości radzieckich MiG-ów, ale też doświadczyć wyszkolenia polskich pilotów.

28 maja 2003 roku - ćwiczenie pod kryptonimem KARAT-DOL do którego dowództwo skierowało najbardziej doświadczonych pilotów naddźwiękowych myśliwców. Para MiG-ów z numerami bocznymi 9700 i 9805 z malborskiej eskadry dostała precyzyjne wskazówki co do jego wykonania -“Ze wstępnych ustaleń, które do eskadry spłynęły faksem, miał być to lot na Drogowym Odcinku Lotniskowym (DOL) przez poligon Nadarzyce przy spotkaniu się z samolotami SU-22, które miały szturmować, ostrzelać i zniszczyć przeciwnika. MiG-i - były wsparciem zabezpieczającym i osłaniającym z powietrza. „Suki” (SU - 22) startowały z DOL Kliniska i skrycie w locie koszącym miały podejść do celu po czym go zaatakować. Para samolotów startując z Malborka musiała tak wyliczyć i zsynchronizować czas, aby spotkanie nastąpiło jednocześnie nad Nadarzycami” - streszczają piloci. Tym “bardzo specyficznym ćwiczeniom przyglądało się ponad 200 akredytowanych fotoreporterów i dziennikarzy z całej Europy, wiceminister Izraela, oraz wielu dostojnych gości z dowódcą Sił Powietrznych na czele. - “Jak lądować na takiej ulicy to z klasą” - rzekł dowódca z uśmiechem na ustach patrząc na swoich orłów. Smukłe, lśniące samoloty ze skrzydłem typu delta i hukiem odrzutowych silników przemknęły nad głowami oficerów i gapiów w kierunku wyznaczonego zadania. Kiedy piloci zbliżyli się w rejon Czerska na wysokości ok 2700 km. Rekin zauważył u swojego kolegi podejrzaną szarą smugę, ciągnącą się wzdłuż kadłuba, aż do kabiny pilotowanego MiG-a. Po przejściu na kanał Chojnice, Matysiak przekazał majorowi by ten leciał spokojnie po prostej, ponieważ chce się przyjrzeć skąd wydobywa się coraz to większy wyciek z jego samolotu. Rozmowę pilotów słyszeli nawigatorzy z Gdańska i Chojnic, którzy natychmiast powiadomili służby o zaistniałej sytuacji. Kiedy Jacek zbliżył się do maszyny okazało się że duży wyciek zaczyna się w miejscu gdzie znajdują się zbiorniki paliwa 2 i 7. Było jasne, że jest to wyciek paliwa - a pilot znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Kiedy minęli Tucholę dowódca ugrupowania z uwagi na szczególną sytuację podejmuje decyzję o powrocie do bazy. Po zakołowaniu i wyłączeniu silnika Rekin wraz z dowódcą eskadry natychmiast udali się do feralnego samolotu. Straż pożarna zabezpieczała straszliwie nagrzany samolot, który stał w kałuży paliwa. Okazało się, że w czasie lotu pękł zbiornik nr. 2. Gdyby major podczas lotu włączył dopalanie nastąpiłby ogromny wybuch, który rozerwałby na strzępy stalowego rumaka. Następnego dnia do Malborka przyleciał generał, który nagrodził bez wątpienia bohaterskich żołnierzy “za prawidłowe działanie, bez strat w sprzęcie”.  I choć nie było dziennikarzy, fleszy fotoreporterów i uroczystego lądowania, piloci i przełożeni byli zadowoleni z takiego zakończenia ćwiczenia.

30 sierpnia 2003 roku - Lotnisko Sadków w Radomiu  podczas trwania dwudniowych Międzynarodowych Pokazów Lotniczych Air Show 2003 (największych pokazów lotniczych w Polsce) organizowanych przez Dowództwo Sił Powietrznych RP i Miasto Radom w jubileusz 100 -lecia Lotnictwa Światowego i 85 -lecia Polskiego Lotnictwa Wojskowego pod patronatem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Ponad 140 tysięcy zgromadzonych pasjonatów lotnictwa z rodzinami w tym najważniejsi dostojnicy państwowi podziwiało lotniczy kunszt w wykonaniu wojskowych pilotów z zagranicy, oraz Polaków w tym latającego na naddźwiękowym MiG-u Rekina. Pod wrażeniem wojennego pilotażu myśliwskiego smoka byli nawet debiutujący na Air Show, Rosyjscy piloci na MiG AT i MiG 29 M, którzy wielokrotnie wspominali występ Flyshark’a. Kapitan Sił Powietrznych Jacek Matysiak po swoim popisowym występie na  pożegnanie pomachał skrzydłami publiczności jak gdyby wiedział ze były to niestety jego ostatnie pokazy.

\"\"

26 kwietnia 2007 roku - nocne strzelanie na poligonie w Ustce. Pierwsze tego typu strzelania pilot Jacek Matysiak odbywał w latach 90 tych na MiG-ach 21, które były wyposażone w rakiety  R-3S, wtedy szefem strzelania powietrznego 41 pułku lotnictwa taktycznego w Malborku był  nieżyjący już instruktor pilot ppłk. Jerzy Cycoń - wspaniały żołnierz i przełożony. Był jednym z oficerów, którzy stawiali  na wszechstronne wyszkolenie pilotów na wypadek powietrznych działań w czasie wojny. Natomiast to zadanie wykonywał na MiG-u-29 tym z nr 4116, który był wyposażony w rakiety R-60MK. Takie loty są wymagane i zaliczane do warunków osiągnięcia przez pilota tzw. gotowości bojowej. Każdy z pilotów miał określony czas na start maszyny i gotowości bojowej, nie ważne czy samolot startował z Mińska Mazowieckiego, Świdwina, czy z Malborka. Ważne było wyliczenie czasu tak, aby trafić na cel (w tzw. bomba-cel) zrzucany przez Su-22 z wysokości 10 000 metrów. Paląca się “bomba” z ok 8900 m. opada na spadochronie dając sygnał odbijających się fal do stacji radiolokacyjnej, oraz głowic rakietowych zawieszonych pod samolotem, dlatego pilot po zlokalizowaniu obiektu musi działać szybko i zdecydowanie. Trasa dla samolotów lecących z Malborka była następująca: po starcie przez Pelplin – Kościerzyna – Ustka (linia brzegowa – brama – odpalenie) – Jarosławiec – Wiele lub Wdzydze – Sztum – Malbork. Po starcie Rekin prowadzi maszynę na kurs bojowy - na wysokości 25000 stóp i na kursie 300 stopni samolot rozpędzany jest w granicę 500 węzłów. Zostają włączone promieniowanie stacji radiolokacyjnej i uruchomiane zostało podgrzewanie rakiety. W każdych ćwiczeniach pilot musi być przygotowany na to, że sytuacja może się skomplikować. W działaniach na samolotach to czynnik ludzki, maszyna i pogoda odgrywają prym, ale na wszystko trzeba być przygotowanym. W tym przypadku nosiciel miał problem z rzutem “bomby” i należało natychmiast wykonać wiraż i zawisnąć nad Słupskiem. Kontrolę radiolokacyjną potwierdzają nawigatorzy naziemni. Kiedy cel został zrzucony nawigator daje dyspozycje dobrania wysokości do 28 000 stóp. Flyshark wypatruje cel w odległości ok 35 km i ustawia samolot w  jego kierunku. W słuchawkach słuchawkach słychać jazgot rakiety, która dała sygnał że osiągnęła cel i jest gotowa do odpalenia. Nawigator potwierdza widoczność samolotu i celu w odległości 12 mil. Pilot wyczekuje komendy “brama” do odpalenia rakiety. Po parunastu sekundach słychać komendę “636- brama”.Natychmiast zostaje włączony główny włącznik uzbrojenia i czerwony przycisk na drążku. Świst rakiety i łuna ognia potwierdzają trafienie celu, a samolot pędzący ponad 500 mil w sekundzie wprowadzony został w ciasny, głęboki zakręt. Meldunek Rekina “636- na powrotnym silniki pracują” - dowództwo znajdujące się na terenie poligonu w Ustce - odznaczyli poprawność wykonania zadania.  Powrót do bazy  w Malborku zapisany w dzienniku godzina 23:20. Do tej pory piloci z malborskiej eskadry latający na MiG-ach 29 należą do najlepszych w kraju. Kiedy Malbork był przebazowany w marcu 2007 do Mińska Mazowieckiego spotkali się najlepsi piloci w kraju. Wtedy również z Jackiem latał dzisiejszy dowódcy 1 Eskadry Lotnictwa Taktycznego  płk. pilot Robert Kozak. -” Jacek był indywidualistą, a poza tym był również bardzo upartym pilotem, co też w jakimś stopniu pozwoliło mu na realizowanie siebie w lataniu. Robił to bardzo umiejętnie. Każdy z pilotów musi mieć charakter  i Jacek go miał. Teraz zaczynam dopiero rozumieć co przeżywał kiedy musiał odejść z wojska.

14 lipca 2000 roku kapitan Jacek Matysiak lecąc na MiG-21 UB pełni funkcję instruktora, wykonując ćwiczebny lot z młodym pilotem, siedzącym w pierwszej kabinie. Ćwiczenie miało na celu naukę manewrów atakujących do ziemi i strzelanie z działka i rakiet S-5K powietrze -  ziemia. W powietrzu na samolocie bojowym, jednomiejscowym MiG-21 Bis swoje codzienne ćwiczenia wykonuje kapitan Darek Mikołajczyk, który podczas kolejnego wprowadzania maszyny do ataku przeciąga samolot. Rekin po zakończeniu zadania “odchodzi” z poligonu. Przez radio słyszy meldunek Darka o wprowadzeniu kursu bojowego, aby zestrzelić cel. Po kilku sekundach przez radio pada komenda “katapultuj się”. Dariusz do końca starał się wyprowadzić samolot z ostrego kąta nurkowania. Niestety spóźnione katapultowanie nie dało szansy doświadczonemu pilotowi wyjścia z opresji i lot zakończył się tragicznie. Kiedy Rekin wylądował okazało się, że jego najlepszy kolega nie żyje. Sprawę badał doświadczony w analizowaniu wypadków lotniczych pułkownik Edmund Klich i nakreślił aspekty całej tragedii, Matysiak potwierdzał, że Dariusz był świetnie wyszkolonym pilotem, a błędy niestety każdemu się mogą przytrafić. Błąd pilota może jak w przypadku Darka zakończyć się śmiercią


Jak to się wszystko zaczęło?
Pierwsze marzenia o lataniu sięgają jeszcze dzieciństwa kiedy to mały Jacuś  wycinał z gazet biało - czarne zdjęcia samolotów, które starannie  opisywał i układał w tekturowej szarej teczce. To była pierwsza Jego relikwia. Potem wraz z dorastaniem Jacka przyszedł czas na sklejanie papierowych modeli latających -  wojskowych maszyn z czasów II wojny światowej, które kolorował i układał na meblach. Każda z nich miała swoją historię i opowiadanie. Już jako mały chłopak docierał do historii lotnictwa, kolekcjonował ukazujące się wydawnictwa “Skrzydlatej Polski” i potrafił bez zająknięcia wymieniać konstruktorów polskich maszyn. Tak samo mógł rozmawiać o bohaterach “dywizjonu 303” i innych pilotach, którzy brali udział w “ bitwie o Anglię.
 W swoich szpargałach miał zachowany przedruk części publikacji z 1977 roku “Mistrzów walki powietrznej” - Tadeusza Malinowskiego. - "I oto patrzysz w górę niebieska płachta nieba zapełnia się powietrznymi jeźdźcami. Wzmaga się ogłuszający ryk silników odrzutowych. Cisza pęka na tysiąc dwieście części. Olśnienie. Jakie to piękne i zarazem groźne. Ujarzmiona stal i elektronowe mózgi pracują rytmicznie i zgodnie z wolą człowieka. Dźwigają go na swych barkach pod sklepieniem kosmosu." Jacek kierował swoje marzenia daleko, daleko... Marzył, aby kiedyś dosiąść i ujarzmić stalowego rumaka.

Początek realizacji swojej pasji - latania zaczął w świdnickim aeroklubie, to tam poznał “wielkiego” szybownika, wspaniałego pilota i  instruktora Pana Tadeusza Górę (gen. brygady pilot Wojska Polskiego i Flight Lieutenant- To pierwszy pilot na świecie odznaczony Międzynarodową Federację Lotniczą (FAI) - Medalem Lilienthala. W czasie II Wojny Światowej skierowany do Polskiego Dywizjonu 316 jako pilot Hawker Hurricane, oraz dywizjonów 306 i 315 na samolotach Spitfire i Mustang wykonał w sumie 883 loty bojowe. Odznaczony został Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari i trzykrotnie Krzyżem Walecznych oraz brytyjskimi The 1939-1945 Star,The War Medal 1939-1945 i The Defence Medal. Pierwszy Polak i drugi na świecie zdobywca Diamentowej Odznaki Szybowcowej. Po wojnie w Wojsku Polskim jako pilot latał na MiG-ach 15, 17 i 19) To właściwie ten człowiek zauważył wielki talent młodego Matysiaka i postanowił przekuć jego pasje i marzenia w doświadczenia wojskowego pilota naddźwiękowych maszyn. Jacek bardzo dużo swojego czasu spędzał w świdnickim aeroklubie latając na szybowcach Bocian i Pirat wciągał się co raz bardziej w tajemnice latania. Przed maturą przyszła myśl o Szkole Orląt w Dęblinie. Realizacja marzeń i zapał do latania spowodowały, że w 1991 roku kończąc Wyższą Oficerską Szkołę Lotniczą w Dęblinie rozpoczął służbę jako podporucznik w malborskiej eskadrze. Wtedy to również w wielkiej pasji i nauce wspierała go poznana w Krasnystawie jeszcze w liceum, a poślubiona na trzecim roku studiów w październiku 1989 roku  żona, Danusia.

Kapitan pilot Jacek Matysiak - posiada klasę mistrzowską, oraz uprawnienia instruktora (we wszystkich warunkach atmosferycznych) w tym pilota doświadczalnego naddźwiękowych samolotów myśliwskich - MiG . Ponadto posiada NATO-wskie uprawnienia do pełnienia dyżuru bojowego w systemie “air policing”. Wielokrotnie brał udział we wspólnych ćwiczeniach pod kryptonimem “Fruit Fly”  w obszarze obrony powietrznej i doskonalenia współdziałania stanowisk dowodzenia (sojuszniczego i narodowego) z załogą samolotu wczesnego ostrzegania i naprowadzania systemu E 3A AWACS. Był w pierwszej grupie pilotów wojskowych spełniających wymogi stawiane przez Siły Powietrzne NATO oraz wydzielony do współdziałania w strukturach NATO. Ponadto pilotował samoloty: ZLin-42, PZL M-20"MEWA", TS-11 "Iskra", MiG-21 M, MF,UM, BIS, MiG-29 GT, G.

Kapitan Sił Powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej, pilot Jacek Matysiak, latający Rekin, dowódca klucza lotniczego i równocześnie pełniący obowiązki inspektora bezpieczeństwa lotów, a także wykonujący zadania bojowe pilot i odpowiedzialny za młodych oficerów instruktor zaczyna słabnąć. Wraz z szybszym męczeniem się i potem na czole dochodzą  kolejne niepkojące symptony jak je nazywa lekarz  - przemęczenia. Po kolejnych tygodniach Jacek zauważa że z jego organizmem dzieją sie dziwne rzeczy. Jakby po części tracił kontrolę nad prawą nogą i ręką. Staje się coraz słabszy i bardziej rozdrażniony. Pierwsza myśl jednak skłania do refleksji przeciążeń jakim poddawany jest pilot samolotów wysokomanewrowych podczas działania w szybko narastających pszyśpieszeniach i niedotlenienia. Zaczynają przychodzić do głowy książkowe myśli o wymuszonej stabilizacji głowy i szyi, utrzymania środka ciężkości głowy w pozycji równoległej do działania wektora przyśpieszenia, a także podparcie okolicy lędźwiowej pilota.  Dochodzi jeszcze do tego ciężar hełmu z zamontowanymi na nim urządzeniami.

Lekarze twierdzą, że również w ten sposób organizm daje sygnał potrzeby do dłuższego wypoczynku. Kiedy Jacek rozmawia z żoną o tym że coś się dzieje dziwnego z Jego organizmem, Danusia prosi aby ten zrobił szczegółowe badania i pomyślał w końcu o sobie i rodzinie. Zawsze tylko wojsko, służba i ćwiczenia, rodzina była dopiero na drugim miejscu. Po urlopie Jacek wraca do służby, objawy zaczynają powracać, a lekarze co do Matysiaka stają się bezradni. Jacek ma na sobie odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za innych pilotów eskadry. Oficer co do którego Dowództwo Sił Powietrznych ma wyraźne plany, a awans na majora wisi w powietrzu stanął przed dylematem życia. -” Nie wiedziałam jak mu pomóc, widziałam jak się męczy i miota, był strasznie rozdrażniony i zmęczony. Zaczęły się powtarzać bezsenne noce, przykurcze to ręki, to nogi, dzieci również nie rozumiały tej sytuacji. Bo przecież jak wytłumaczyć komukolwiek, że z dnia na dzień z człowieka tętniącego życiem, cieszącego się świetnym zdrowiem, pełnego humoru nagle coś się stało” - mówi Danusia. Podczas ostatniego wykonywanego zadania na MiG-29 z prawą ręką zaczynają się kłopoty (mrowienie, odrętwienie) równocześnie zaczyna się  problem z nogą i zdenerwowanie. Najważniejsze w tym momencie jest bezpieczne posadzenie maszyny na pasie. Kiedy wylądował jeszcze przez chwilę siedział samotnie w kokpicie.  Wściekły na wszystko...  Na bezradność... Kiedy schodzi po drabince  nie czuje się najlepiej, kuleje. Nie chce z nikim rozmawiać, a wszystkie dolegliwości po godzinie  ustępują.  O swoich problemach zdrowotnych zwierza się swojemu najlepszemu przyjacielowi, który przesiadł się z MiG-ów na F-16. Po paru godzinach rozmów, rozważań wsiada do samochodu i przyjeżdża do domu. Wychodzi po schodach mijając kolejne piętro, jakby nie obecny. W dużym pokoju, gdzie na ścianach i szafkach widnieją fotografię i pamiątki z wojska siedzi Danusia. Mimo późnej godziny nocnej jeszcze nie śpi. Siada koło żony bez słowa. Dopiero kiedy pojawiają się łzy na policzkach Jacka, Danusia pyta - “Co się dzieje? Tak nie można funkcjonować! Masz rodzinę...” Po tych słowach Jacek wstaję i wyciąga z szafy stalowy mundur, na pagonach cztery oficerskie gwiazdki  -”Muszę odejść z wojska! Rozumiesz! Muszę odejść z wojska. Dzisiaj mogło dojść do tragedii. Dobrze, że leciałem sam. Nie chcę i nie doprowadzę do tragedii!”. -”Przede wszystkim potrzebujesz odpoczynku, lekarze narzucają ci odpoczynek i teraz jest czas abyś odpoczął” -powiedziała stanowczo. 13 lipca 2007 roku Matysiak u “personalnego” składa papiery. Wszyscy myśleli że to żart. Jackowi do śmiechu jednak nie było. Rozdzwoniły się telefony z pytaniami co się stało, dlaczego? Nawet dostał propozycje pracy w dowództwie w Świdwinie. Decyzja była jednak ostateczna.

 Po paru miesiącach spędzonych z rodziną wszystko zaczęło się poprawiać. Już nikt nie miał wątpliwości, że stan w jakim znajdował się Jacek był spowodowany przemęczeniem a ogromny wpływ miały też i przeciążenia, którymi przez tyle lat był poddawany pilot. Jacek Matysiak postanawia kontynuować swoją pasję i lata na wielosilnikowej M-20 “MEWA”. Tam też jeden z pilotów proponuje mu aby złożył papiery do EuroLotu i latał w lotnictwie cywilnym, bo właśnie z takim doświadczeniem jak Matysiak poszukują pilotów. W pierwszej połowie marca 2008 roku Jacek składa papiery do EuroLotu. Wszystkie uprawnienia do licencji zawodowej kosztują ponad 35,000 zł. Kiedy otrzymał  licencję zawodową pilota pasażerskich samolotów ATPL powracają problemy zdrowotne ze zdwojoną siłą.  Karetka zabiera półprzytomnego Matysiaka do szpitala. Jacek poddawany jest wszystkim badaniom, prześwietlana jest głowa, kręgosłup, lekarz kieruje pacjenta również na rezonans magnetyczny. Wtedy wszystko stało się jasne, ale i też nikt nie chce uwierzyć w diagnozę jaka postawił Matysiakowi lekarz - Czterokończynowe stwardnienie rozsiane. SM (sclerosis multiplex) to przewlekła, zapalna choroba centralnego układu nerwowego, w której dochodzi do wieloogniskowego uszkodzenia tkanki nerwowej.

\"\"

Lekarz z gdańskiego szpitala po kolejnych badaniach informuje rodzinę -”dzisiaj medycyna jest bezsilna jeśli chodzi o stwardnienie rozsiane. Nie ma złotego środka na tę chorobę, ale można jej skutki osłabić Musicie państwo być pewni jednego jeżeli pacjent pozostanie bez leczenia i rehabilitacji choroba bardzo szybko przejdzie do ataku. Postępujący paraliż w końcu unieruchomi pacjenta, aż skaże go na wózek inwalidzki”. Jacek, którego oczy błądzą po suficie wydaje się być nie obecny. Atak choroby staje się tak mocny, że Jacek, zaczyna mieć kłopoty z podstawowymi czynnościami, równowagą, zmienia się jego głos, a także trudno mu wyjść po schodach na czwarte piętro. W rodzinie tylko on ma prawo jazdy, więc i z samochodu nie ma pożytku. -“W ciągu krótkiego czasu cały świat się nam zawalił. Nigdy nie widziałam Jacka w takim stanie - to było takie straszne i przykre.” - mówi Danusia. “Nie wiedziałam jak mu pomóc. To Jacek zawsze był dla nas oparciem i choć to na mnie spoczywał obowiązek wychowywania dzieci, odrabianie z nimi lekcji i zajmowania się domem to teraz nie wiedziałam co robić. Wszystko co Jacek zaplanował przepadło bezpowrotnie. Nie chciałabym mówić o wielu rzeczach bo to  były naprawdę przykre chwile, ale też musiało minąć sporo czasu zanim się pozbierał. Pierwsze tygodnie przesiedział przed komputerem. Pisał dużo listów i sporo dzwonił, szukał pomocy. Wspierałam go duchowo i dużo rozmawialiśmy”- mówi ze łzami w oczach Danusia. -”Po jakimś czasie również nie mógł za długo siedzieć, a o chodzeniu nie było nawet mowy. Lekarz zalecił chemię. Kiedy był już w zasadzie  gotowy do przyjęcia chemii i trafił do Wojewódzkiego Szpitala w Gdańsku do Pomorskiego Centrum Traumatologii O/Neurologiczny i Leczenia Udarów Mózgu na  Nowych Ogrodach dowiedział się od Pani doktor neurolog (lekarza prowadzącego) Elżbiety Sieczkowskiej iż niestety ma 41 lat i jest za stary (według NFZ płacąc za kosztowną kurację wymagał, by pacjenci byli poniżej 40 roku życia i chorowali minimum dwa lata) na sfinansowanie przez NFZ leczenia. Musiał opuścić szpital.

Wtedy z pomocą przyszli jego koledzy i przyjaciele z wojska. Zastępca dowódcy – płk dypl. pil. Eugeniusz Gardas zastępca dowódcy 1 Skrzydła Taktycznego w Świdwinie, gen. bryg. Marian Dering , oraz ówczesny zastępca komendanta szpitala płk. lekarz Jarosław Marciniak  -“Bałam się kiedy miałam go zostawić w 10 Wojskowym Szpitalu Klinicznym w Bydgoszczy. Widziałam jak z tym zaczyna walczyć. Dostrzegałam też jaką był otoczony opieką ze strony lekarzy. Pierwsze tygodnie po chemii były straszne, chodził po ścianach, był nie do zniesienia. Bardzo powoli dochodził do siebie z każdym mijającym tygodniem, nabierał sił do życia i walki. Wtedy też pojawił się u nas syn przyjaciela męża z wojska z Malborka, osiemnastoletni Przemysław Buklewski, który jest wielkim pasjonatem lotnictwa i zarazem ratownikiem medycznym. Dniami i nocami siedział przed komputerem, pisał do znajomych Jacka i byłych przełożonych, do jednostek wojskowych. Również wysyłał informację do mediów przekazując dziennikarzom kolejne wiadomości o stanie męża. Jacek nie bardzo dałby sobie z tym wszystkim radę.  Kolega Przemka planuje przebiec całą Polskę, aby dotrzeć z informacją do większego grona ludzi”. Już nie długo kończy się okres brania chemii, ale aby tego wszystkiego nie zmarnować Jacek musi przyjmować bardzo drogi lek, o nazwie TYSABARI  lub zamienny GILENYA. Nie stać nas na ten lek, którego cena wynosi aż  8500 zł - miesięcznie, a do tego dochodzą jeszcze koszty rehabilitacji, bez której mąż po prostu nie funkcjonuje”.

Choć Jacek Matysiak ma “subkonto” zarejestrowane w Polskim Towarzystwie Stwardnienia Rozsianego i pełna kwota zebrana na tym koncie trafia na leczenie chorego - to z przekazanej kwoty 51,2 tys. zł. urząd skarbowy zabrał prawie 10 000 złotych. Sytuacja Jacka jest w tej chwili naprawdę trudna, wręcz podbramkowa, ponieważ do tych kosztów musimy doliczać bieżącą miesięcznę rehabilitację (masaże i ćwiczenia) które kosztują ok. 1,500 zł. Przez rok czasu Jacek zebrał na subkoncie PTSR około 20 000 zł. To wszystko jednak nie wystarcza skalkulowane roczne leczenie Jacka Matysiaka to  ponad 200 000 złotych (to około 2.5 godziny lotu na MiG-29)

Rehabilitantem Jacka jest Pan Jan Brechun - fizjoterapeuta i masażysta mieszkający w miejscowości Jantar, który postawił tak naprawdę “Rekina na nogi” - “ Z Jackiem było już naprawdę kiepsko, pojawiały się momenty kiedy trudno mu było utrzymać maszynkę do golenia, czy nawet posmarować sobie kromkę chleba. nie mógł utrzymać równowagi”  - wspomina lekarz. “Pojawiał się nawet problem z mówieniem. W tej chwili Jacka przywożą do mnie średnio dwa razy w tygodniu i naprawdę gołym okiem widać poprawę, a co za tym idzie i samopoczucie pacjenta. W SM nastawienie psychiczne jest bardzo ważne nawet myślę, że jest najważniejsze a u Pana Matysiaka wyraźnie widać, że się nie poddaje”.

Jacek od lekarzy prowadzących dostaje adres specjalistycznego Centrum Rehabilitacji dla osób chorych na Stwardnienie Rozsiane im. Jana Pawła II w  Borne Sulinowo, które powinien odwiedzać dwa razy do roku. Tam poddawany jest specjalistycznym masażom, które pobudzają centralny układ nerwowy, równocześnie poddawany jest ćwiczeniom rehabilitacyjnym poizometrycznym, zabiegom w kriokomorze (w temperaturze -125 stopni Celsjusza), ćwiczeniom w basenie, poddawany jest fizykoterapii i wielu jeszcze innym zabiegom, które są niezbędne w tej chorobie z konsultacją psychologiczną włącznie. Taki miesięczny turnus rehabilitacyjny kosztuje w tej chwili 4900 zł. Na pierwszy taki turnus wyjechał dzięki wspomnianemu wcześniej Przemkowi, który tak po prostu pojawił się i zaoferował swoją bezcenną pomoc.

Wielką niespodziankę zgotowali Jackowi wspaniali ludzie związani z lotnictwem, a w szczególności organizatorzy XVI Balu Lotników i Polskiej Obronności, który odbył się w Hotelu Jan III Sobieski w Warszawie. Aukcję charytatywną, na której pojawili się posłowie, generałowie, szefowie przedsiębiorstw, lotnicy i żołnierze z całej Polski, prowadził jeden z organizatorów wiceprezes Agencji Lotniczej ALTAIR redaktor Wojciech Łuczak. Na balu obecny był również prof. dr hab. Paweł Soroka koordynator Polskiego Lobby Przemysłowego, który był pod wielkim wrażeniem nie tylko prowadzenia aukcji, ale otwartości ludzi na pomoc choremu Rekinowi. Aukcja zakończyła sie wielkim sukcesem - mówi Wojciech Łuczak -“zebraliśmy podczas licytacji kwotę 51,2 tys zł. - a najdrożej wylicytowaną rzeczą była anglojęzyczna książka o polskiej armii z roku 1939, którą sprzedano za kwotę 8.7 tys zł!

Czek został przekazany na ręce przedstawiciela Wojskowego Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego SWAT, płk. Januszowi Chwiejczakowi, Dziekanowi Korpusu Oficerów Sił Powietrznych, a wręczył go Dowódca Sił Powietrznych, gen. broni pilot Lech Majewski oraz prezes Agencji Lotniczej Altair Tomasz Hypki.

Dowódca Sił Zbrojnych RP gen. broni Lech Majewski 8 lipca 2011 roku zaprosił kpt. rezerwy Jacka Matysiaka do 22 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku (dawnej 41 ELT) by w obecności prezesa Air Pol Włodzimierza Budzińskiego, płk. Janusza Chwiejczaka, wiceprezesa AL Altair Wojciecha Łuczaka, oraz kadry oficerskiej jednostki wręczył czek na kwotę 51 200 złotych. Dyrektor i szef organizowanych przez Dowódctwo Sił Powietrznych Air Show w Radomiu płk. Janusz Chwiejczak również zaprosił Rekina aby odwiedził te największe lotnicze pokazy w Polsce.

\"\"

Chciałbym przypomnieć również, iż myśliwski MiG 21 z numerem bocznym 9111, na którym latał Jacek (kiedy był jeszcze podchorążym IV roku szkoły w Dęblinie, a później już jako podporucznik) stoi jako pomnik w 31 Bazie Lotnictwa Taktycznego w Poznań-Krzesiny przy wjeździe na lotnisko. Również piloci tej jednostki wspierają Rekina, organizując podczas uroczystych obchodów święta 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego 30- 09 2011r. przez Stowarzyszenie Miłośników Lotnictwa Wojskowego Krzesiny aukcję, którą najprawdopodobnie wesprze Radio Złote Przeboje. Na licytację zbierane są przedmioty lotniczo-wojskowe i militarne. Dlatego zapraszamy wszystkich pasjonatów lotnictwa do udziału w tej akcji. Również Marynarka Wojenna zamieściła informację na głównej stronie na temat walki (tym razem nie powietrznej) Jacka Matysiaka wpisując się tym samym w rozpowszechnianie wiadomości o jego chorobie. Cieszy fakt, iż przybywa ludzi dobrego serca, w sprzedaży pojawiły się “memory stick” z wygrawerowanym MiG 29, a o Jacku można usłyszeć na warszawskich falach za pośrednictwem Krzysztofa Skowrońskiego naczelnego Radia WNET. O chorobie również piszą największe dzienniki w kraju, portale lotnicze i magazyny związane z wojskiem. Dużo uwagi również poświęcają Matysiakowi dziennikarze telewizyjni, którzy pokazują jak walczy ze stwardnieniem rozsianym.

Największym jednak wsparciem dla Jacka jest najbliższa rodzina, żona Danusia i dwójka dzieci najstarszy syn Łukasz ma 20 lat i jest obecnie w klasie maturalnej technikum ekonomicznego w Krasnymstawie. Gabrysia ma 10 lat i rozpoczęła naukę w 4 klasie szkoły podstawowej. Gabrysia gra na keybordzie i świetnie pływa. Jacek jest jedynym żywicielem rodziny, która utrzymuje się wyłącznie z jego wojskowej emerytury. Danusia musiała zająć się domem,  dziećmi oraz Jackiem, który wymaga troskliwej opieki.

- "Jacek Matysiak ma zaburzenia wielokierunkowe stwardnienia rozsianego, w jego przypadku więc nie może być mowy o przerwaniu rehabilitacji, fizykoterapii, czy zrezygnowaniu z systematycznej kuracji - bo to dla niego jest walka o utrzymanie długotrwałej sprawności fizycznej, psychicznej i emocjonalnej" - mówi lekarz dr Ignacy Mielec specjalista d/s rehabilitacji PCR SM.

- "Pan Matysiak stara się o przywrócenie przynajmniej częściowej sprawności fizycznej dlatego też musi mieć indywidualny dobór dawek treningowych w zakresie wysiłków tlenowych i treningu pobudzającego procesy plastyczności mózgu. Ma poważny problem z powodu silnej spastyczności wynikającej również z kombinacji symtomów czuciowo-ruchowych, obniżenia siły mięśniowej, a także ataksji, więc przerwanie zabiegów w takim stanie pacjenta będą nieuchronnie prowadzić na wózek inwalidzki" - dodaje Mielec.

- "Choć tak naprawdę nie mieliśmy za dużo czasu dla siebie przez częste wojskowe wyjazdy męża, to teraz właśnie przyszła taka chwila, żeby udowodnić sobie co w życiu jest najważniejsze. Jacek potrzebuje tej pomocy i choć stara się pokazać że jest wszystko w porządku, to wyników badań i postępu choroby nie ukryje. Najgorszy był jednak okres 2009 i 2010 kiedy miał poważne problemy z poruszaniem się i mówieniem. Dzisiaj jego rekord stania na prawej nodze to 8 sekund, na lewej już prawie minuta. Bardzo się stara, ale oprócz ćwiczeń i rehabilitacji, mamy też wielką nadzieję, że medycyna znajdzie jakiś złoty środek na tę chorobę i powrócą nasze marzenia i plany sprzed paru lat".

Na dwóch oficjalnych stronach Jacka Matysiaka, są podane wszystkie informacje, jest bardzo duża galeria zdjęciowa, materiały prasowe i telewizyjne, oraz nr konta chorego:
www.flyshark.republika.pl
www.jacek.walczy.pl

Można również na tych stronach zakupić cegiełki z MiG-29, oraz inne gadżety, które wspomagają akcję “Jacek Walczy” Dzięki Jackowi również wiele osób dowiedziało się o tej straszliwej chorobie, sposobom walki z nią, oraz udawadnia swoją postawą, że SM nie zawsze musi się kojarzyć z wózkiem inwalidzkim, a chory nie musi być przez państwo traktowany jak osoba trędowata. Według ostatnich badań przeprowadzonych przez Komisje Europejską d/s SM Polska zajmuje ostatnie miejsce w krajach UE, z którego wynika iż tylko 1.2% chorych na stwardnienie rozsiane ma dostęp do leczenia i właściwej terapii.

- "W krajach Unii Europejskiej wynik ten oscyluje w granicach od 22% nawet do 46% To jest największa porażka państwa polskiego, kiedy  bezsilnym, schorowanym, często samotnym osobom odbiera się ostatnią deskę ratunku jakim jest dostęp do leczenia. Brak refundacji to dla pacjenta wyrok, dlatego też celem Centrum European MS Platform jest podniesienie jakości chorych na SM w Europie w tym na pierwszym miejscu w Polsce. Dlatego też zachęcamy aby polski rząd podpisał Narodowy Program Leczenia Chorych na SM. Już kilkakrotnie dostawaliśmy obietnicę od polskiego rządu że zostanie on podpisany, ale niestety do dnia dzisiejszego są to tylko obietnice. W związku tym, dziś w UE mamy obywateli dwóch kategorii" - mówi Christoph Thalheim - Sekretarz Generalny EMSP.

- "Pomóżcie mi abym nie dał się sparaliżować, bez - Was nie dam rady" - prosi o pomoc Rekin (flyshark) Jacek Matysiak.

Bogdan Węgrzynek