KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 26 kwietnia, 2024   I   05:22:46 PM EST   I   Marii, Marzeny, Ryszarda
  1. Home
  2. >
  3. Not Used_ŚWIĄTECZNE REFLEKSJE

Ewangeliczny Ciąg pomocy - 30 Niedziela Zwykła, 10.29.2006

29 października, 2006

Lecz on jeszcze głośniej wołał: „Synu Dawida ulituj się nade mną\". Jezus przystanął i rzekł: „Zawołajcie go\". I przywołali niewidomego mówiąc mu: „Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię\". On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: „Co chcesz abym ci uczynił?”. Powiedział mu niewidomy: „Rabbuni, żebym przejrzał\". Jezus rzekł: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła\". Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą. Mk 10, 48-52

Wołanie o pomoc rozlega się po całym świecie i nie omija także miejsc, w których żyjemy. Wzywanie pomocy bywa nieraz donośnie i jasno sformułowane. Dla statków, które znajdą się w wielkim niebezpieczeństwie wołaniem o pomoc, od roku 1908 jest sygnał SOS nadawany w alfabecie Morse\'a. Na ten sygnał każdy, kto jest w pobliżu śpieszy na ratunek. W życiu jest jednak więcej sygnałów przyzywających pomocy, których odbiór zależy od wrażliwości naszego serca na potrzeby drugiego człowieka. O takim wołaniu liczącym na wielkość serca mówi piosenka SOS.

„Cóż my wiemy o sobie, gdy tak idziemy drogą,
Zaspieszeni i każdy w swoją stronę,
A tam nagle wśród nocy, ktoś przyzywa pomocy,
Czyjeś serce w tłumie zagubione.
Tak niewiele potrzeba - może tylko uśmiechu,
Może słowa jednego - przyjaznego
Więc się pospiesz - nie zwlekaj"

Niedoceniamy nieraz przyjaznego słowa i uśmiechu, a one w pewnych sytuacjach są bardziej potrzebne niż pomoc w wymiarze materialnym. Życzliwe słowo może ocalić radość życia, jak i też samo życie. Prawdziwa historia, jaką opisuje J. Schlatter wiele razy powtarza się w życiu. Marek wracał ze szkoły do domu. Idący przed nim chłopiec, obładowany torbami nagle potknął się rozsypując na chodniku książki oraz inne rzeczy. Marek pospieszył z pomocą, pomógł mu pozbierać wszystko. W czasie drogi Marek dowiedział się, że chłopiec nazywa się Bill, że uwielbia gry komputerowe, baseball i historię, ale obecnie ma duże problemy z innymi przedmiotami, porzuciła go również jego dziewczyna, był załamany. Bill zaprosił Marka do domu, popołudnie minęło na serdecznej rozmowie, grze, słuchaniu muzyki. Po tym wspólnie spędzonym popołudniu chłopcy postanowili kontynuować znajomość, spotykali się w szkole i poza nią, zawiązała się przyjaźń. Pod koniec roku szkolnego Bill poprosił Marka o rozmowę. Na wstępie przypomniał mu pierwsze spotkanie na początku roku. „Czy nigdy nie byłeś ciekawy, dlaczego tego dnia niosłem do domu tyle rzeczy? Widzisz, opróżniłem moją szafkę w szkole, bo nie chciałem zostawiać w niej bałaganu. W domu miałem już przygotowane środki nasenne i miałem zamiar popełnić samobójstwo. Ale po tym jak spędziłem z tobą popołudnie rozmawiając i śmiejąc się, uświadomiłem sobie, że popełniając samobójstwo straciłbym ten czas, jaki wiele innych przyjemnych i ciekawych chwil. Widzisz Marku w tym dniu, gdy pozbierałeś moje książki zrobiłeś wiele więcej. Ocaliłeś moje życie”.
   
Wrażliwość na głos wzywających pomocy czyni wspólnoty, w których żyjemy bardziej ludzkimi i chroni nas przed spełnieniem się łacińskiego przysłowia: „Człowiek człowiekowi wilkiem". W ciągu roku umierają miliony ludzi z głodu, ta śmierć jest wołaniem o pomoc materialną. Czy słyszą to wołanie ci, którzy wydają miliardy na zbrojenia? Wielu doświadcza samotności, smutku i rozpaczy, która niejednego popycha do rezygnacji z życia. Czy znajdzie się wtedy wyciągnięta ręka w geście pomocy? Zadając te pytania warto sobie uświadomić tę prawdę; dzisiaj mam wszystko nie muszę wołać o pomoc, ale jutro mogę to stracić łącznie ze zdrowiem i życiem, będę potrzebował pomocy. Fortuna kołem się toczy. Jest to nasz wspólny los.
   
Młody człowiek, który znalazł się w bardzo trudnej sytuacji życiowej napisał rozpaczliwy list do Eleonory Roossevelt, wdowej po prezydencie Stanów Zjednoczonych. Pani Roossevelt spotkała się z nim, wsparła go materialnie a także sfinansowała studia medyczne. Po ich ukończeniu. których młody człowiek przepełniony wdzięcznością pyta jak mógłby się odwdzięczyć za tyle dobra. Wtedy Eleonora Roossevelt odpowiedziała: „Jest jeden sposób, w jaki mi możesz odpłacić; gdy materialnie staniesz na nogi pomóż komuś innemu, kto jest naprawdę w trudnej sytuacji tak jak ty byłeś". I tak właśnie zaczyna się ewangeliczny ciąg pomocy, który przemienia świat i sprawia, że nie ma wołania o pomoc bez odpowiedzi.
   
Nieraz dociera do nas wołanie o pomoc, a my mimo najszczerszych chęci czujemy się bezradni wobec tego wołania. Nic nie możemy zmienić, możemy tylko być razem z wołającym. Nie tak dawno młody ojciec rodziny prosił mnie o rozmową. O godz. 23:00 wchodzę do mieszkania, gdzie rozpacz miesza się z nadzieją. Młody człowiek głosem pełnym lęku i rozpaczy zaczyna mówić: „Proszę księdza, jestem chory na raka, lekarze nie dają mi żadnych szans, są już przerzuty na mózg. Ale ja muszę żyć, mam, dla kogo żyć, mam żonę i dwoje małych dzieci, ja nie mogę umrzeć”. Załamują się słowa, płyną łzy i widać rozpacz na twarzy. Nie ma wtedy słów mądrości ludzkiej, które chociażby odrobinę ujmowały bólu. Nie wiele zdały się słowa, że wszystko jest możliwe, lekarze też się mylą, medycyna zna wypadki nagłego uzdrowienia nawet w beznadziejnych sytuacjach.

Zaczęliśmy rozmowę o Bogu i jego planach niezrozumiałych dla nas. Następnie razem modliliśmy się słowami psalmu:, „Chociaż bym chodzi ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną". Razem z cierpiącym kierowałem serce i umysł ku Temu, który jest nadzieją nawet w najtrudniejszych sytuacjach. On nas słucha, a spełnienie modlitw przychodzi nieraz w innej formie niż się spodziewamy. Bardzo często owocem modlitwy jest spojrzenie, które przynosi nadzieję, pomaga także pełniej zrozumieć sytuację, w której znaleźliśmy się i z godnością nieść ciężar cierpienia. Tę łaskę pełniejszego widzenia otrzymał Józek, umierający ojciec rodziny. Odchodził do wieczności spokojny. W trudnym dniach, trwała przy nim kochająca rodzina i razem kierowali swe serca i umysły do Tego, który jest źródłem nadziei. Tak często w naszym życiu, a szczególnie w jego ostatniej godzinie potrzebujemy obecności przynoszącej nadzieję.
                           
Ks. Ryszard Koper