KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 25 kwietnia, 2024   I   09:31:46 PM EST   I   Jarosława, Marka, Wiki
  1. Home
  2. >
  3. Not Used_ŚWIĄTECZNE REFLEKSJE

Zapalanie lampy - 25 Niedziela Zwykła, 09.23.2007

23 września, 2007

Ja też wam powiadam; Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy (wszystko) się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków. Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w bardzo małej sprawie jest nieuczciwy i w wielkiej sprawie nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzaniu niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, to kto wam prawdziwe dobro powierzy. Jeśli w zarządzaniu cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, to któż da wam wasze? Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie. Łk 16, 9-13

Bardzo często służba jest traktowana jako działanie na rzecz kogoś, kto przewyższa działającego. A zatem termin „służba” wyraża stosunek zależności, podporządkowania. Jeśli ta zależność nie jest zaakceptowana przez działającego, jeśli pozostaje czymś zewnętrznym, narzuconym siłą, wtedy staje się niewolnictwem. Zaś niewolnicza zależność degraduje naszą godność. Tylko Bóg przewyższa człowieka. A zatem tylko służba Bogu uskrzydla nasze człowieczeństwo. Chrystus mówi, że cokolwiek czynimy najmniejszemu z ludzi, to tak jakbyśmy Jemu czynili. W konsekwencji służba Bogu wyraża się poprzez służbę ludziom. Chrystus przypomina nam: „Nie możecie służyć Bogu mamonie”. Mamona znaczy tyle, co bogactwo, pieniądze. Jeśli człowiek służy mamonie traci godność, ponieważ staje się niewolnikiem tych wartości, które powinny jemu służyć. W konsekwencji bliźni staje się dla niego „rzeczą” do pomnażania mamony. Z tego powodu nie do pogodzenia jest służba Bogu i mamonie.
   
„Wokół nas, w szpitalach, przytułkach jest wielu ludzi opuszczonych, samotnych. Wielu ludzi jest bezdomnych. W Nowym Jorku nasze siostry pracują wśród umierających. Jakże boli oglądanie tej nędzy. Ulica jest ich domem. Wszyscy oni byli dziećmi swoich rodziców. Ktoś ich kiedyś kochał. Oni także kochali innych. Ale dzisiaj zna ich tylko ulica. Słowa Jezusa ‘Miłujcie się wzajemnie jak ja was umiłowałem’ muszą być dla nas nie tylko światłem, ale także ogniem, który nas wewnętrznie spala. Miłość, która ocala musi być karmiona poświęceniem, szczególnie poświęceniem samego siebie. Cierpienie jest niczym samo w sobie. Ale cierpienie dzielone z męką Chrystusa jest wspaniałym darem, najpiękniejszym darem miłości” (Matka Teresa z Kalkuty)
   
Wielkość i godność Matki Teresy wyrasta ze służby najbiedniejszym. Miłość służebna przywracała godność najbardziej zdeptanym i odrzuconym przez świat. Nieraz niewiele trzeba, aby pomóc człowiekowi odkryć jego godność. Niech jeszcze raz przemówi do nas Matka Teresa. „Jedna z moich sióstr pracowała wśród Aborygenów w Australii. Opowiadała ona o starszym mężczyźnie, który żył w skrajnej nędzy. Wszyscy go opuścili. Jego dom był brudny i zabałaganiony. Siostra powiedziała mu: ‘Pozwól mi posprzątać twój dom, wyprać ubranie i przygotować łóżko’. ‘Wszystko jest w porządku, niech zostanie tak jak jest’- odpowiedział mężczyzna. Siostra nalegała dalej: ‘Z pewnością poczujesz się lepiej, jeśli pozwolisz mi to zrobić’. Ostatecznie zgodził się. W czasie robienia porządków siostra znalazła, pokrytą grubą warstwą kurzu, starą lampę. Bóg wie, kiedy ostatni raz była używana. Powiedziała do niego: ‘Nie zapalasz swojej lampy? Czy nigdy jej nie używałeś?’  ‘Nie. Nikt mnie nie odwiedza. Nie potrzebuję jej zapalać. Dla kogo miałbym to robić?’- odpowiedział starzec. Siostra pyta dalej: ‘Czy chciałbyś abym zapalała lampę, gdy siostry będą przychodzić do ciebie wieczorem w odwiedziny?’ ‘Oczywiście’ -odpowiedział. Od tego dnia siostry odwiedzały go każdego wieczora i zawsze zapalały lampę. Po dwóch latach, gdy siostra zapomniała o tym mężczyźnie, otrzymała od niego list, w którym pisze: ‘Chcę siostrze powiedzieć, że lampa, którą siostra zapaliła w moim życiu ciągle świeci’. Myślę, że to była bardzo ważna, mała rzecz, ale my ciągle lekceważymy małe rzeczy’”.

Może ktoś z czytelników powie, że są to wzruszające i pouczające przykłady traktowania pracy jako służby bliźniemu tylko, jaki to ma związek z twardymi realiami naszego życia. Dobrze księdzu Ryszardowi o tym pisać, bo to nie on wstaje skoro świt, to nie on tłucze się autobusami i pociągami jadąc na Willamsburg czy Rego Park, to nie on szoruje zapuszczone domy za marne grosze, to nie on jest traktowany jak niewolnik i ostatni sługa, to nie jego sprawdzają czy nie zostawił odrobiny kurzu na podłodze itd. Tak, to prawda. Tak jak jest prawdą i to, że każdy z nas ma własną drogę uświęcenia i nigdy nie możemy być pewni, która z tych dróg jest trudniejsza. Możemy mieć tylko ewangeliczną pewność, że praca wykonywana w duchu służebnym uszlachetnia nas i w łączności z Chrystusem zbawia.

Jak zatem w okolicznościach, o których wyżej wspomniałem traktować swoją pracę jako służbę miłości. Każda praca związana jest z określonym i koniecznym wysiłkiem. To jest przewidywalne. Wszelka logika zawodzi, gdy do istotnego ciężaru pracy dołączy się ludzka głupota i podłość. Pochłaniają one nieraz więcej energii i zdrowia niż sama praca. Tych, którzy choć raz w swoim życiu mieli głupiego, czy podłego pracodawcę, szefa lub współpracownika nie trzeba o tym przekonywać. Aby jednak nie zostać wewnętrznie zniewolonym konieczne jest przedarcie się przez te niedogodności na płaszczyznę gdzie dostrzeżemy służebność naszej pracy. Jest to możliwe. Spotkałem w swoim życiu wielu ludzi, którzy pracowali w bardzo trudnych i poniżających warunkach, a jednak potrafili zachować godność i pogodę ducha. Mówili: „Proszę księdza, trzyma minie tutaj tylko świadomość, że przez swoją pracę służę moim najbliższym”. I tak służba człowiekowi staje się służbą samemu Bogu.

Zapalić „lampę”, w życiu bliźniego to prawdziwa służba. Jakże musi być tragiczna świadomość człowieka, (jeśli nie on jest kompletnie zdegenerowany), gdy ogląda się wstecz i widzi pogaszone, przez własną głupotę lub podłość, „lampy” w sercach swoich ·bliźnich. Jakże głęboka ciemność otacza takiego człowieka, gdy zmierza on na spotkanie z Panem. I odwrotnie, ile jest światła i radości w życiu człowieka, który widzi za sobą wiele płonących „lamp”, które zostały przez niego zapalone w sercach ludzi biednych i zagubionych.

Ks. Ryszard Koper